„Władca” serc
Widzowie czują szczególny sentyment i z chęcią powracają do ekranizacji przełomowego dla fantastyki dzieła Tolkiena. „Trylogia: Władca Pierścieni” w reżyserii Petera Jacksona ma szczególne miejsce w sercach fanów, którzy nadal uczestniczą w maratonach filmowych, jak również potrafią po raz kolejny oglądać, znacznie dłuższą, wersję reżyserską. Uczuciowość nie przenosi się raczej na adaptację „Hobbita”.
Na straży praw
Strażnikiem i opiekunem wszelkiej twórczości J.R.R. Tolkiena był w głównej mierze jeden z jego synów Christopher Tolkien. To nie jest jakieś szczególne odkrycie, ale nienawidził on adaptacji stworzonych przez Jacksona. Tymczasem widzowie i filmowe środowisko postrzegają „Władcę Pierścieni” jako wspaniałe dzieło.
2 września na Amazon Prime Video trafi nowy serial ze świata Tolkiena „Władca Pierścieni: Pierścienie Władzy”. Pojawiły się nawet informacje, że drugi sezon będzie powstawał w Nowej Zelandii, tam kręcił swe filmy Peter Jackson, reżyser w czekającą na premierę produkcję nie jest jednak zaangażowany.
Kłopoty z Warnerem
Wracając do Christophera Tolkiena, stał on przez wiele lat na czele Tolkien Estate – fundacja chroniąca prawa autorskie J.R.R. Tolkiena i kontrolująca publikację całej spuścizny literackiej pisarza. Odszedł z niej w 2017. Syn J.R.R. Tolkiena zmarł w 2020 roku.
Prawa do ekranizacji dzieła pisarza sprzedano w 1969 roku, na początku nowego tysiąclecia trafiły one do Warner Bros. Zgodnie z umową, studio miało zapłacić na rzecz Tolkien Estate procent z zysków, jakie osiągnęły filmy. Jednak pojawił się pewien problem. Warner zaczął twierdzić, że Fundacji nie należą się żadne pieniądze. W roku 2012 prawniczka Tolkien Estate, Cathleen Blackburn powiedziała w wywiadzie dla „Le Monde”:
Te niezwykle popularne filmy najwyraźniej nie przyniosły żadnych zysków! Otrzymywaliśmy oświadczenia, że producenci nie byli winni Tolkien Estate ani grosza.
To najwidoczniej była jedna z przyczyn konfliktu.
W opinii Christophera
Ale problemów na linii Jackson – Tolkien było wiele. Bo przecież chodzi także o wierność twórczości legendarnego pisarza. Christopher Tolkien w rozmowie z „Le Monde” powiedział:
Tolkien stał się potworem, pożartym przez własną popularność i pochłoniętym absurdem naszych czasów. Przepaść między pięknem i powagą dzieła, a tym, czym się stało, przytłoczyła mnie. Komercjalizacja zredukowała estetyczny i filozoficzny wpływ dzieła do zera. Jest dla mnie tylko jedno rozwiązanie: odwrócić głowę... Wypatroszyli książkę, robiąc z niej film akcji dla młodych ludzi w wieku od 15 do 25 lat.
Zapewne na ocenę Tolkiena wpływała także zmiana na poziomie narracyjnym, pominięcie postaci czy modyfikacja pewnych wątków. Niestety książki nie można przełożyć w stosunku 1:1 na język filmu. Powieści Tolkiena charakteryzowała zawiłość i wolny rozwój akcji, co niekoniecznie dobrze wypadłoby na ekranie. W końcu widzowie oczekują raczej większej dynamiki.
I to go przerażało
Christopher Tolkien nie uległ również fascynacji, jaka niosła za sobą popularność „Władcy Pierścieni”, przejawiająca się w dużym zainteresowaniu produktami związanymi z serią. Dostrzegał on bowiem w tym ogromne zagrożenie dla twórczości J.R.R. Tolkiena. Gadżety związane z marką i sukces filmu w mniemaniu Christophera mogły przyćmić twórczość pisarza.
Relacje Tolkien Estate z Amazonem, który nabył część praw do ekranizacji twórczości Tolkiena, znacznie polepszyły się, odkąd w Fundacji nastąpiły zmiany na kierowniczych stanowiskach. Okazuje się, że rodzina pisarza nie była jednomyślna w sprawie ekranowych adaptacji jego twórczości.
Lubisz muzykę filmową? Audycje tylko o takiej tematyce znajdziesz od poniedziałku do piątku na naszej unikatowej platformie radiowej RMF Classic+. Wypróbuj przez 30 dni bezpłatnie na rmfclassic.pl/plus
Autor: Judyta Nowak - RMF Classic