Henry Cavill przyznał rację autorce sagi „Zmierzch”, która chciała, by to on zagrał Edwarda Cullena

Nie jest tajemnicą, że autorka „Zmierzchu” Stephenie Meyer była rozczarowana obsadą ekranizacji jej książek, bo miała w głowie inną wizję tego, kto powinien wcielić się w wymyślone przez nią postaci. Według pisarki idealnym kandydatem do roli, którą ostatecznie zagrał Robert Pattinson, był Henry Cavill. Teraz do komplementów Stephenie Meyer odniósł się sam Cavill. I przyznał pisarce rację.

Henry Cavill przyznał rację autorce sagi „Zmierzch”, która chciała, by to on zagrał Edwarda Cullena
Fot.PAP/EPA/VICKIE FLORES

„Najbardziej zawiedziona jestem z utraty mojego idealnego Edwarda. Henry Cavill ma teraz 24 lata. Poświęćmy chwilę na żałobę” – napisała Stephenie Meyer na swoim blogu w 2007 roku, kiedy to ogłoszono, że w ekranizacji jej „Zmierzchu” w postać Edwarda Cullena wcieli się Robert Pattinson. Pisarka ułożyła sobie w głowie taką idealną obsadę jeszcze przed decyzją o powstaniu filmu. Ale w momencie powstawania filmu większość idealnych jej zdaniem aktorów i aktorek była już zbyt wiekowa, żeby powierzyć im role w "Zmierzchu". Cavill do tego grona nie należał, dlatego Mayer najbardziej żałowała właśnie tego, że on nie dostał roli.

Teraz do tych pochwał sprzed lat nawiązał sam zainteresowany. Goszcząc w podcaście „Happy Sad Confused” wyznał, dopiero po powstaniu pierwszej części „Zmierzchu” dowiedział się o tym, że Stephenie Meyer postrzegała go jako idealnego Edwarda Cullena. Nie czuł się więc rywalem Roberta Pattinsona. „Nie wiedziałem, że chcieli obsadzić mnie w tej roli. W tamtych czasach Internet nie był jeszcze tak rozwinięty jak teraz. Dowiedziałem się więc o wszystkim dopiero później. I pomyślałem sobie: »No spoko, to mogłoby być fajne«” – powiedział brytyjski gwiazdor.

To, że Cavill nie zagrał w "Zmierzchu", nie zatrzymało jego kariery. Aktor wykorzystał inne szanse. Wciąż występuje jako Superman w serii filmów DC Films, a także jako Geralt w "Wiedźminie". Grał w serii „Mission: Impossible”, dwukrotnie wcielił się w postać Sherlocka Holmesa w cyklu filmów „Enola Holmes”. Dlatego też uważa, że utrata roli, nawet w głośniej produkcji, to nic strasznego. „Nieraz byłem blisko dużych projektów, ale nie dostałem roli. Co zabawne, ludzie uważają, że to coś złego. W Hollywood i w ogóle w zawodzie aktora wszyscy starają się o role, których potem nie dostają. Możliwość pojawienia się twojego nazwiska w kontekście głośnych produkcji, jest więc czymś dobrym” – powiedział w programie „The Graham Norton Show”. (PAP Life)

 

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic