Jackie Chan dba o jak najlepsze relacje z obecną chińską władzą. W 2019 roku opowiedział się za ograniczeniem prawa do protestów w Hongkongu, bierze udział w organizowanych przez rząd widowiskach, jest doradcą Komunistycznej Partii Chin, wyraził też chęć przystąpienia do tej formacji politycznej. Ma z tego wymierne korzyści. Władza powierza mu intratne kontrakty filmowe, Chan został też dyrektorem studia filmowego Changchun.
Jego najnowszy projekt to obraz spod znaku kina akcji - „Home Operation”. Ta opowieść inspirowana jest wydarzeniami, jakie miały miejsce w Jemenie w 2015 r. „Film przyjmuje perspektywę dyplomatów - członków Komunistycznej Partii Chin, którzy oparli się gradowi kul w rozdartym wojną kraju i bezpiecznie ewakuowali wszystkich rodaków na chiński okręt wojenny” – nie bez charakterystycznego patosu powiedział agencji AFP reżyser Yinxi Song.
Jako że w Jemenie jest teraz zbyt niebezpiecznie, by kręcić tam film, zdjęcia ulokowano w Syrii, w zrujnowanym przez niedawną wojnę domową mieście Hajar al-Aswad, na przedmieściach Damaszku. Nie bez znaczenia jest też to, że Chiny są jednym z nielicznych krajów, z którymi reżim Baszara al-Asada ma dobre relacje. Choć Jackie Chan pełni w tym projekcie funkcję głównego producenta, to - jak się okazuje - nie ma on w planach obecności na planie zdjęciowym w Syrii.
„Zniszczone wojną obszary Syrii przyciągają ekipy filmowe, ponieważ zbudowanie podobnej scenografii jest bardzo drogie. To swego rodzaju niskobudżetowe studia filmowe” – przyznał drugi z reżyserów „Home Operation”, Rawad Shahin. (PAP Life)