W swojej garderobie Karolina ma stroje ludowe z takich miejsc jak np. Łowicz, Kocierzew, Kurpie, Podhale i Kraków. Najcięższy jest kostium łowicki - waży aż 16 kg. Założenie "rynsztunku" - m.in. lnianej koszuli, wełnianej sukienki, a także sznurowanych trzewików, zajmuje jej średnio trzy-cztery minuty. Podczas ubierania się radzi sobie sama, jednak do misternego zawiązania chusty potrzebuje czasami pomocy garderobianej. Po założeniu dopasowanego do jej wymiarów stroju, przeistacza się, co często słyszy od fanów "Mazowsza", w piękną laleczkę. Staje się też wcieleniem marzeń swojej babci i mamy...
"Moja babcia Bogusława pomyślne przeszła eliminacje do +Mazowsza+, organizowane przez Mirę Zimińską, współzałożycielkę zespołu. Ale był jeden problem - trzeba było mieć wyprawkę. Babcia była bardzo biedna, mama sama ją wychowywała, bo jej tato umarł, no i niestety nie mogła skorzystać z szansy, jaka się przed nią otworzyła" - opowiada Mitkiewicz. Ta historia jest w jej rodzinie wciąż żywa. Babcia nie mogła jej tego opowiedzieć osobiście, umarła trzy lata przed jej narodzinami.
Zanim Karolina trafiła do "Mazowsza", przez dziewięć lat występowała w amatorskim Zespole Pieśni i Tańca "Rzeszowiacy", który działa w Mielcu. Trzy lata temu pojawiła się z tą formacją na koncercie "Mazowsze i przyjaciele" w siedzibie "Mazowsza" w podwarszawskich Otrębusach. Rozchorowała się dotychczasowa solistka "Rzeszowiaków" i Karolinę poproszono o jej zastąpienie. Śpiewając na próbie, zauważyła, że przysłuchujący się jej dyrektor "Mazowsza" chyba docenił jej umiejętności. Po koncercie wróciła do swoich codziennych obowiązków - była nauczycielką klas 1-3. Wkrótce dowiedziała się od kolegi o przesłuchaniu do "Mazowsza". Stwierdziła, że nie zaszkodzi spróbować. Mimo że nawet nie zaliczyła całej szkoły muzycznej II stopnia, zostawiła w tyle absolwentów akademii muzycznych ze śpiewem operowym.
Karolina porzuciła pracę nauczycielki w Lublinie i w pełni poświęciła się karierze w "Mazowszu". Praca w zespole jest na tyle intensywna, że trudno ją łączyć z innymi zajęciami. "Mazowsze" daje od dwóch do nawet czterech koncertów w tygodniu, w Polsce i za granicą. W tym roku w planach są występy zespołu m.in. w Wilnie, położonym na Syberii Irkucku, Niemczech, USA i Kanadzie. "Jak już się wyjdzie na scenę, widzi te uśmiechy i słyszy te brawa, to zmęczenie odchodzi w niepamięć" - mówi Karolina. Emocje na koncertach bywają ogromne. Wzruszenie udziela się zarówno publiczności, jak i "Mazowszakom" (zwyczajowa nazwa członków zespołu). Tyle, że artyści mogą pozwolić sobie na popłynięcie łezki z oka dopiero podczas końcowych oklasków.
W dni bez koncertów, "Mazowszacy" ćwiczą, albo nagrywają płyty. Obecnie zespół pod opieką dyrektora-dyrygenta Jacka Bonieckiego pracuje nad albumem z pieśniami patriotycznymi. W tym roku zespół ma ręce pełne roboty, co związane jest z jubileuszem jego 70-lecia
Karolina śpiewa mezzosopranem, ale bierze też udział w niektórych układach tanecznych. Jest jednym z około 30 śpiewaków (tancerzy jest mniej więcej 60). Bardzo dba o swój głos i gardło. "Nie wyobrażam sobie mojej torebki bez leków nawilżających, przeciwbólowych i olejków na gardło" - przyznaje. Ważna jest też technika śpiewu, gdyż nadmiernie forsowanie głosu może skutkować guzkami na strunach głosowych - z tym problemem zmaga się m.in. Adele.
Na razie jest za wcześnie, by mogła powiedzieć, jak będzie wyglądało jej życie po "Mazowszu". "Jestem tutaj z pasji. Myślę, że jeszcze długo, długo się nie obudzę z tego snu, zachwytu nad tym, co robię teraz" - przyznaje ta 26-latka. Kto wie, może uda jej się powtórzyć historię Ireny Santor, dla której "Mazowsze" było trampoliną do wspaniałej kariery solowej. A może zostanie żoną Australijczyka? Wszak, dla bohatera granego przez Wiesława Gołasa w słynnej komedii Barei, "Mazowszanka" jest idealną kandydatką na towarzyszkę życia. (PAP Life)