Występ Spaceya w specjalnym programie Carlsona zatytułowanym “Wigilijna niespodzianka wyborcza” mógł kojarzyć się widzom z serialem “House of Cards”. Już na początko można było bowiem odnieść wrażenie, że dziennikarz nie rozmawia z aktorem, ale z postacią, którą wykreował, czyli Frankiem Underwoodem. Panowie rozmawiali o polityce, a sposób prowadzenia wywiadu sugeruje, że Spacey, a w zasadzie stworzona przez niego bohater, będzie się ubiegał o fotel prezydenta USA w przyszłorocznych wyborach. Aktor mówił jak wytrawny polityk, sięgał też po charakterystyczne gesty Underwooda.
O tym, że gościem Carlsona nie jest bohater serialu, ale Kevin Spacey, można się było przekonać w chwili, gdy rozmowa zeszła na temat zerwania z nim współpracy przez platformę Netflix. Gwiazdor nie krył bowiem, że ma żal do szefów tego serwisu streamingowego. “To bardzo dziwne, że zdecydowali się publicznie ode mnie odciąć wyłącznie na podstawie oskarżeń, które - jak teraz wiemy - zostały uznane za fałszywe. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Netflix istnieje dzięki mnie. Zaistnieli dzięki mnie, a potem próbowali mnie pogrzebać. Według twoich informacji mój wpływ na platformę jest wciąż odczuwalny, za każdym razem, kiedy użytkownik sięga po aplikację. Mogę powiedzieć, że to potężny wpływ” - stwierdził Spacey.
Aktorowi trudno odmówić racji. Serial “House of Cards” rzeczywiście przyczynił się do popularności platformy Netflix, co przyznawali jej szefowie. Nie mieli jednak skrupułów, gdy w 2017 roku Anthony Rapp oskarżył Spaceya o molestowanie seksualne, którego aktor miał się dopuścić w 1986. Platforma natychmiast zerwała współpracę z aktorem, a granego przez niego bohatera uśmierciła. Był to początek problemów Spaceya. Niebawem pojawiły się bowiem kolejne oskarżenia, czego konsekwencją była utrata kolejnych kontraktów. W tym roku aktor dowiódł jednak swojej niewinności Spacey - najpierw przed sądem w Nowym Jorku, a potem w Londynie.
W czerwcu tego roku, czyli jeszcze przed procesem w Londynie, Spacey zadeklarował, że jest gotów wrócić do pracy. Zapewniał także, że lista osób, które chcą go zatrudnić, jest długa i wszyscy czekają tylko na ostateczne oczyszczenie jego nazwiska z zarzutów. Czy teraz te plany są bardziej klarowne? Trudno powiedzieć. Spacey, pytany przez Tuckera Carlsona o kolejne aktorskie wyzwania, udzielił wymijającej odpowiedzi. Wyznał jedynie, że zagra taką rolę, jakiej będą od niego oczekiwać widzowie. (PAP Life)