Film "Pan T." w reżyserii Marcina Krzyształowicza to historia osadzona w Warszawie na początku lat 50. XX w. Jej tytułowym bohaterem jest uznany pisarz (w tej roli Paweł Wilczak), który mieszka w hotelu dla literatów i zarabia na życie, udzielając korepetycji. Jedną z jego uczennic jest maturzystka, z którą łączy go romans. Pewnego dnia sąsiadem pisarza zostaje pochodzący z prowincji chłopak, który chciałby zostać dziennikarzem. Pan T. staje się dla niego mistrzem. Tymczasem władze zaczynają podejrzewać pisarza o plan wysadzenia w powietrze Pałacu Kultury i Nauki, a Urząd Bezpieczeństwa zaczyna go śledzić.
"To film o walce o niezależność - w wymiarze osobistym czy artystycznym. Przejściu przez pewne perypetie losu bez zatracania siebie. Pozostaniu dobrym człowiekiem, pomimo strasznie represyjnego zewnętrznego świata" - mówi PAP Life Paweł Wilczak. Według aktora jest to historia ponadczasowa - konflikt pomiędzy jednostką i systemem zawsze będzie tematem aktualnym.
Ciekawa jest historia tego, jak reżyser zaangażował Wilczaka do tej produkcji. "Odbyliśmy tysiące rozmów telefonicznych. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o +Panu T.+. Temat scenariusza przyszedł o wiele, wiele później. W pewnym momencie Marcin powiedział, że to ja będę Panem T." - opowiada Wilczak.
Krzyształowicz szukał aktora nie tylko utalentowanego, ale również takiego, który emanowałby nieco staroświecką męskością i miałby w sobie tajemnicę, którą chciałoby się odkryć. Wilczak podziwia reżyser za odwagę, za to, że był gotów powierzyć rolę Pana T. aktorowi, który kojarzył się z zupełnie inną stylistyką ("Kasia i Tomek", "Usta usta", "Sfora", "Ekstradycja 2"). Wilczak odwdzięczył mu się dużym poświęceniem - by wcielić się w Pana T. schudł 12 kilogramów.
"Praca nad tym filmem była wręcz działalnością biżuteryjną. Bardzo cenię wrażliwość i elegancję, która jest w tym filmie, to że został nakręcony w konwencji czarno-białej" - stwierdza aktor. "Pan T." to z jednej strony kameralna historia, maleńkie, skromne wnętrza, a z drugiej ukryte emocje i bogactwo znaczeń.
Czy Wilczak prywatnie ma w sobie coś z literata? "Mam za sobą próby pisania scenariusza i opowiadań. Natomiast nigdy nie próbowałem tworzyć wierszy. To, co napisałem, jest w szufladzie. Kto wie, może i dobrze" - przyznaje Wilczak.
A czy aktor, tak jak Pan T., jest entuzjastą jazzu? "Lubię jazz, zwłaszcza ten tradycyjny. Ale moje korzenie są zdecydowanie bluesowe" - stwierdza. W dniu uroczystej premiery raczej nie sprawdziłby się jako wokalista jazzbandu. Gwiazdor zmaga się z zapaleniem krtani, przez co mówi cichszym, delikatniejszym głosem niż zwykle.
"Pan T." w kinach od 25 grudnia. (PAP Life)