PAP Life: - Bardzo często jest pan jurorem w konkursach fotograficznych. Czym się pan kieruje wybierając zwycięskie zdjęcia?
Tomasz Tomaszewski: - Szukamy fotografii najlepszych. Co to znaczy? Nie potrafię prosto odpowiedzieć. To fotografie, które inspirują naszą wyobraźnię. Pokazują rzeczy w sposób inny i ciekawy. Taki, który intryguje i przenosi nas w bardziej tajemnicze światy. Odrzucam fotografie, które są wynikiem konfabulacji albo ilustrują ego i próżność fotografa. Szukam takich, które tłumaczą człowieka człowiekowi, afirmują świat i pokazują, w jakim cudzie wszyscy bierzemy udział. Świat zasługuje na to, żeby pokazywać także jego dobre strony. A tych niestety jest coraz mniej, bo gdziekolwiek my ludzie się pojawimy zajmujemy się myśleniem i psuciem.
PAP Life: - Powiedział pan, że nie ma w fotografii przypadków. Czy to możliwe?
T.T.: - Mam wieloletnie doświadczenie, nie tylko fotograficzne, ale też życiowe. Trudno mi sformułować jedno zdanie, co do którego miałbym 100-procentową pewność, że rzeczy tak się właśnie mają. Ale z doświadczenia mogę powiedzieć, że nie wierzę w przypadki, również w fotografii. Uważam, że jeśli coś mamy sfotografować, to sfotografujemy. A jeśli nie jest to nam pisane, to nawet jeśli się wydmiemy jak przysłowiowy pęcherz prosiaka, to i tak nam się to nie uda. Zachowałbym więc pokorę i spokój i cieszył się, że mogę obserwować świat. Zachwycajmy się życiem i nie niszczmy planety, a wtedy od czasu do czasu będziemy nagrodzeni i będziemy mogli wykonać jakąś wspaniałą fotografię. Nie będzie to zrządzenie przypadku, wszystko z czegoś wynika, to tak jak z chorobami.
PAP Life: - Co choroby mają wspólnego z fotografią?
T.T.: - Chorujemy z jakiegoś powodu, a moim zdaniem większość chorób - poza złamaniem nogi na nartach - bierze się z głowy i te choroby najwyraźniej mają czemuś służyć. Na przykład możemy zostać w łóżeczku i nie pójść do pracy (śmiech). Tak samo jest z fotografią. O tym, że nie ma w niej przypadków mówiłem w kontekście zwycięstwa w konkursie fotograficznym "National Geographic" bardzo młodej osoby. Niepełnoletnia autorka (Gabriela Żełudziewicz - przyp. PAP Life) zdobyła niespodziewanie główną nagrodę w kategorii Ludzie. Zrobiła piękne, symboliczne i metaforyczne zdjęcie mówiąc, że to dzieło przypadku. Ale to nie był przypadek.
PAP Life: - Uczy pan młodych ludzi fotografii. Co stara sie pan im przekazać?
T.T.: - Staram się im wpoić entuzjazm i przekonywać, żeby zajmowali się opisywaniem świata. Wbrew temu, co się mówi, my tak naprawdę bardzo mało wiemy o świecie, a o człowieku już w ogóle. Niestety, coraz mniej zajmujemy się pokazywaniem świata takim, jaki on jest, a coraz częściej pokazujemy świat nieprawdziwy, odbity, sztuczny. Fotografie coraz częściej przedstawiają świat odrealniony i powstają chyba tylko po to, żeby zaspokoić próżność autorów. W zdjęciach jest bardzo dużo manipulacji, a szkoda, bo nie wymyślimy nic lepszego, niż to, co zostało stworzone. Wystarczy przyłożyć ucho do piersi nawet najprostszego człowieka a okaże się, że każdy ma historię do opowiedzenia. Nawet ci mało wykształceni potrafią opowiedzieć rzeczy zachwycające i zaskakujące. I niestety nie widzę ani tych historii ani zdjęć.
PAP Life: - Młodzi fotografowie nie szukają takich historii?
T.T.: - Proszę zwrócić uwagę, że dzisiaj nawet jeśli na zdjęciach są grupy ludzi, to coraz częściej te osoby są oddzielnymi bytami - nic od siebie nie chcą. Nie widzę zdjęć, w których mógłbym zaobserwować wspaniałe, ulotne momenty interakcji np. to, że ktoś kogoś dotyka zewnętrzną stroną dłoni, że kobieta chce coś od mężczyzny albo ojciec od swojego małego syna. Nie widzę momentów, które spowodowałyby, że sam urósłbym we własnych oczach i był wdzięczny, że należę do gatunku ludzkiego. Zamiast uczuć widzę na zdjęciach wyseparowane, chłodne obserwacje. Jakbyśmy wstydzili się najpiękniejszych momentów.
PAP Life: - Kiedyś na zdjęciach było więcej uczuć?
T.T.: - Wielka fotografia, którą dzisiaj nazywamy historyczną, wykonywana przez takich fotografów jak Henri Cartier-Bresson czy Duane Michals, jest dowodem na to, że to byli wielcy humaniści. Traktowali człowieka podmiotowo, a nie przedmiotowo. Człowiek ich interesował. Szukali ulotnych, wspaniałych momentów, w których ludzie się ku sobie zwracają. Bresson nazwał taki moment "momentem decydującym". Ciągle próbuję o tym przypominać ludziom, zwłaszcza młodym. Dobrze jest się opierać na tradycji, wyznawać zasady i czerpać z dobrych wzorów.
PAP Life: - A co pan myśli o konkursach fotograficznych jako ich uczestnik?
T.T.: - Często jestem jurorem, rzadko uczestnikiem. Jest mi to już właściwie niepotrzebne, bo jestem po drugiej stronie widnokręgu, ale od czasu do czasu moja kochana córka mówi, że coś powinienem wysłać. A ja jej słucham. Niektóre moje zdjęcia są wówczas nagradzane i wzbudzają ogromne emocje. Ostatnia moja nagroda (Grand Press Photo 2010 - przyp.) spowodowała taki wylew nienawiści, że byłem w szoku.
PAP Life: - Oskarżono pana wtedy o komputerową manipulację zdjęcia. Czy te zarzuty zabolały?
T.T.: - Napisano, że niemożliwe jest sfotografowanie tylu osób w tak idealnym układzie i że musiałem kogoś wmontować. Było mi przykro i odebrano mi radość z tej nagrody. Te zarzuty świadczyły chyba o frustracji środowiska, bo trudno sobie wyobrazić, że ktoś w moim wieku mógł sobie pozwolić na wysłanie na konkurs fotograficzny zdjęcia zmanipulowanego. Albo mnie podejrzewali o całkowitą głupotę - co by mnie upokarzało, albo właściwie nie wiem, o co. To był absurd. Pokazałem jurorom oryginał, ale to nie zahamowało lawiny śnieżnej. Nikt nie słuchał argumentów, a jad wylewał się z ludzi, myślę, że głównie niespełnionych. Gdyby ci ludzie robili coś wartościowego w fotografii, to nie mieliby czasu na te nonsensy. Nie jestem sformowany przez ludzi, którzy czynili mi zło, raczej przez tych, którzy czynili dobro, a tych jest w moim życiu znacznie więcej.
PAP Life: - Czyli mimo przykrych doświadczeń poleca pan udział w takich konkursach?
T.T.: - Tak, zwłaszcza ludziom młodym. To coś ważnego. Uhonorowanie czyjegoś wysiłku. Udział w konkursach fotograficznych pomaga pogodzić się z samym sobą i uwierzyć w siebie. A to podstawa dobrej fotografii. Człowiek, który nie jest pogodzony ze sobą, nie jest w stanie wykonać dobrego, pozytywnego zdjęcia. Najlepsze zdjęcia wynikają z dobrego - ale nie banalnego - stosunku do świata i szacunku do drugiego człowieka.
Tomasz Tomaszewski - fotograf prasowy, który publikował swoje zdjęcia zarówno w najważniejszych pismach polskich jak i w największych magazynach zagranicznych, m.in. "Stern", "Paris Match", "New York Times", "Time", "Fortune", "Vogue", "Die Zeit". Od dwudziestu lat współpracuje z magazynem "National Geographic", a od roku 1999 jest głównym konsultantem jego polskiej edycji. Uczy fotografii w Polsce, USA, Niemczech i we Włoszech. Jest jednym z dwóch polskich laureatów Pulitzera. Ma 58 lat.
Rozmawiała: Jagoda Mytych (PAP Life) fot. PAP/Artur Reszko