Dla wielu widzów najbardziej wzruszającą sceną w „Top Gun: Maverick” jest ta, w której bohaterowie grani przez Toma Cruise’a i Vala Kilmera, znani z pierwszej części filmu, spotykają się ze sobą. Kapitan Pete „Maverick” Mitchell jest w trakcie bardzo trudnej misji wojskowej, z kolei admirał Tom „Iceman” Kazansky jest ciężko chory na raka krtani. Podczas ich rozmowy „Iceman” komunikuje się z „Maverickiem” za pomocą klawiatury. Żegnając się jednak ze swoim dawnym rywalem, a obecnie przyjacielem, z trudem, ale jednak wypowiada kilka słów na głos.
Odpowiedzialny za reżyserię Joseph Kosinski w wywiadzie dla "USA Today" poświęconym kulisom realizacji filmu, wreszcie wyjaśnił, czy głos Kilmera jest dziełem sztucznej inteligencji. „Czytałem i wiedziałem o tym, że Val współpracuje z firmą zajmującą się sztuczną inteligencją. Ale nie wykorzystywaliśmy tej technologii w filmie. Jego głos był tylko delikatnie poprawiony cyfrowo, aby był bardziej zrozumiały” – przyznał Kosinski.
Twórca filmu został zapytany też, czy rozważał wykorzystanie w sequelu piosenki „Take my breath away” zespołu Berlin z pierwszej części, zamiast nowej kompozycji Lady Gagi „Hold my hand”. Kosinski zdecydowanie zaprzeczył, od początku uważał bowiem, że „Take my breath away” powinno być zarezerwowane dla relacji »Mavericka« i Charlotte, a jego związek z Penny musiał mieć inne tło muzyczne. W filmie słyszymy za to przy scenach lotniczych kawałek „Danger zone” Kenny’ego Logginsa, który pojawił się już w „Top Gun” z 1986 r.
Padło też pytanie o inny smaczek, scenę z początku filmu, kiedy „Maverick” przelatuje superszybkim samolotem eksperymentalnym nad głową kontradmirała Chestera „Hammera” Caina, którego zagrał Ed Harris. Kosinski potwierdził, że faktycznie podmuch, jaki wygenerował odrzutowiec, poderwał dach wieży strażniczej przy pasie startowym. Ale jednocześnie Harris wytrzymał, stojąc moment, gdy myśliwiec przelatywał mu nad głową. (PAP Life)