Prawdziwego Elvisa Presleya w filmie „Elvis” można zobaczyć m.in. w finałowej scenie, w której pokazane zostały fragmenty koncertu Króla Rock’n’rolla, jaki odbył się na kilka tygodni przed śmiercią artysty w 1977 roku w Rushmore Civic Center w mieście Rapid City. Za sprawą sekwencji montażowej, odtwarzający ten występ Butler zastąpiony zostaje prawdziwym nagraniem z tego słynnego koncertu. Jak zdradzają Villa i Redmond, którzy pracowali nad montażem „Elvisa”, nie było pewne, czy prawdziwe nagranie finalnie znajdzie się w gotowym filmie.
„Przygotowanie charakteryzacji Austina Butlera do odegrania tej sceny było dużym wyzwaniem. Nie wykorzystaliśmy w tej scenie wielu ujęć z nim, ale w trakcie zdjęć zaśpiewał całą piosenkę "Unchained Melody", bo do samego końca nie było wiadome, czy otrzymamy prawa do wykorzystania prawdziwego nagrania” – wspominają montażyści „Elvisa”. Wyzwaniem dla charakteryzatorów było przygotowanie Butlera do sceny koncertu, w którym Presley wystąpił na scenie z ogromną nadwagą.
„Uwaga Austina do szczegółów była niesamowita. Wszystko w tej sekwencji było w punkt, łącznie z pauzami i oddechami. Finalnie mogliśmy jednak użyć nagrania oryginalnego koncertu, więc w większości tej sceny śpiewa prawdziwy Elvis. Co ciekawe, wielu widzów nie zdaje sobie sprawy z tego, że wykorzystaliśmy nagranie prawdziwego Presleya. Za każdym razem, gdy oglądam tę scenę, pęka mi się serce, gdy widzę twarz Elvisa. Kiedy oglądamy film z widownią, rozglądam się dookoła w trakcie tej sceny, ale na twarzy ludzi nie widzę tych samych emocji. Zajęło mi sporo czasu uświadomienie sobie, że oni nie zdają sobie sprawy z tego, że to prawdziwy Elvis. To wiele mówi o występie Butlera” – dodał Villa.
Montażyści „Elvisa” zdradzają też inne momenty, w których wykorzystali prawdziwe nagrania Presleya. „Blisko początku jest scena, w której Elvis ubrany w niebieski kombinezon imituje ciosy karate. Ekran podzielony jest na dwie części. W jednej jest Elvis, w drugiej Austin. To ujęcie z prób ekranowych Elvisa, a nie z głównych zdjęć do filmu. To takie skradzione chwile. Kilka ujęć Presleya znalazło się również w scenie do utworu „Burning Love”. Nie chcieliśmy jednak za bardzo odwracać uwagi widzów od filmu” – wyznali. (PAP Life)