"Ingmar Bergman to mój wielki idol. Ogromne emocje budzi we mnie myśl o tym, by kręcić filmy w miejscach bliskich reżyserom, z którymi wzrastałem" - podkreślił amerykański filmowiec.
Dodał, że Rzym, gdzie latem tego roku był na zdjęciach do przygotowywanego do przyszłorocznej premiery filmu "Nero Fiddled" rozbudził w nim wspomnienia arcydzieł takich mistrzów, jak Vittorio De Sica, Michelangelo Antonioni, Roberto Rossellini, Federico Fellini. "Dla mnie Rzym był miastem czarno-białym, jak ich filmy" - zauważył.
"Naturalnie, wszystko się zmieniło. Teraz jest to miasto kolorów, silnych farb. Wszystko jest bardzo zabawne. Kiedy tylko mogłem, wciskałem kaszkiet na głowę, by spacerować niezauważony z moimi córkami po Villa Borghese, po jarmarkach" - stwierdził Woody Allen, który przyznał też, że we włoskiej stolicy najbardziej przeszkadzało mu słońce. "Jest za mocne. Dla mnie, który lubi półkolory, idealny był tylko świt i zmierzch" - wyjaśnił.
O nakręconym w Wiecznym Mieście "Nero Fiddled", przywołującym w tytule postać Nerona grającego na lutni, reżyser powiedział: "To Boccaccio w wersji jazzowej. Cztery historie, jedna w drugiej, zabawne, trochę surrealistyczne. Miłości, które się splatają, pary, które się zamieniają".
"W obsadzie jestem i ja. Gram po raz pierwszy od sześciu lat, ostatnio miałem rolę w Scoop. Tu jestem Amerykaninem przybyłym do Rzymu ze swoją żoną, by poznać rodzinę młodzieńca, którego chce poślubić ich córka" - wyjaśnił.
Na uwagę, że przywołana w tytule postać Nerona grającego na lutni może być odniesieniem do obecnego kryzysu, Woody Allen odpowiedział: "Zawsze jest ktoś, kto się bawi, kiedy miasto płonie".
"Nie wiem, czy wyjdziemy z tego kryzysu bez szwanku. Obama to wspaniały prezydent, człowiek światły i o wielkiej kulturze. Stara się zrobić, co może. Ale potrzebny byłby radykalny przełom; musimy zmienić mentalność, zrozumieć, że nadszedł czas, by pomyśleć o innej dystrybucji dóbr" - oświadczył Allen. (PAP Life) fot.PAP/EPA