ON AIR
od 17:00 Café Classic zaprasza: Natalia Grzeszczyk

„Bliscy” Annie Ernaux od środy w księgarniach

W środę ukażą się w Polsce "Bliscy", nowa książka Annie Ernaux, tegorocznej laureatki literackiego Nobla. „Bliscy” w przekładzie Agaty Kozak to zbiór trzech autobiograficznych opowiadań, w tym jednego w dorobku pisarki z najważniejszych – „Miejsca”.

„Bliscy” Annie Ernaux od środy w księgarniach

„Dzisiaj umarła mama. Albo wczoraj, nie wiem. Dostałem depeszę z przytułku: Matka zmarła. Pogrzeb jutro. Wyrazy współczucia. Niewiele z tego wynika. To stało się być może wczoraj” – brzmią pierwsze słowa „Obcego” Alberta Camusa. Jego bohater, postać – do pewnego momentu – bezbarwna i przeciętna, mająca trudność z nawiązaniem szczerych relacji z ludźmi wokół niego, po otrzymaniu wiadomości układa misterny plan dalszych działań, kalkulując, ile dni wolnego w pracy powinien wziąć na odebranie zwłok matki z przytułku i szybki pogrzeb, tak aby nie zirytować przełożonego.

Wiodący monotonne życie Michel Renault, narrator „Platformy” Michela Houellebecqa (polski przekład Agnieszki Daniłowicz-Grudzińskiej), swoją opowieść rozpoczyna tak: „Mój ojciec umarł rok temu. Nie wierzę w teorię, według której stajemy się  n a p r a w d ę  d o r o ś l i  dopiero wtedy, gdy umierają nasi rodzice; nigdy nie stajemy się naprawdę dorośli”. Będąc na pogrzebie, Renault myśli o „różnych nieprzyjemnych rzeczach”, w duchu obrzuca zmarłego jadowitymi przekleństwami, by ostatecznie skonstatować: „Trzeba powiedzieć, że byłem trochę spięty; niecodziennie umiera nam ktoś z rodziny. Nie chciałem oglądać trupa. Mam czterdzieści lat, napatrzyłem się w życiu na trupy; wolę już tego unikać. Dlatego nigdy nie sprawiłem sobie żadnego domowego zwierzęcia”.

Przypomnienie powieści i nazwisk dwóch wybitnych pisarzy francuskich w kontekście Annie Ernaux nie jest bezzasadne. Pierwszy otrzymał literackiego Nobla 65 lat temu. Drugiego nieformalnie traktowano jako rywala Ernaux w walce o najbardziej prestiżowy literacki laur. Ale prócz narodowości i literackiego fachu tych troje łączy coś jeszcze – pewien znamienny wątek, który pojawia się w ich prozie.

Annie Ernaux, której narratorkę trudno posądzić o bezduszność i brak wrażliwości – wszak jest ona alter ego samej autorki – otwierając tekst zatytułowany „Miejsce” (to jedno z trzech, obok „Pewnej kobiety” i „Drugiej córki”, większych opowiadań, które po raz pierwszy ukazały się w polskim tłumaczeniu Agaty Kozak, zebrane w ukazującym się właśnie tomie „Bliscy”), również rozpoczyna opowieść w momencie, kiedy jako młoda, choć już dorosła, kobieta dowiaduje się o śmierci ojca.

Jak na ironię, i ona musi dojść do konstatacji, że w obliczu śmierci kogoś bliskiego zachowujemy się zaskakująco nieadekwatnie w stosunku do społecznych wyobrażeń i nakazów. Czasem wręcz groteskowo. Narratorka „Miejsca” nie jest w stanie przypomnieć sobie, czy o zgonie rodzica dowiedziała się przed przystąpieniem do egzaminu w liceum w Lyonie, który miał przynieść jej tytuł dyplomowanej nauczycielki, czy też po, choć była głęboko świadoma tego, jak wielką dumą napełniłaby tym ojca.

„Było wczesne niedzielne popołudnie. […]. Matka pojawiła się u szczytu schodów. Przykładała do oczu serwetkę, którą musiała wziąć ze stołu, idąc po obiedzie do sypialni. Powiedziała bezbarwnym głosem: To już koniec. Nie pamiętam, co działo się przez następne minuty. Przypominam sobie tylko oczy ojca wpatrzone w coś daleko za mną i jego uniesione wargi odsłaniające dziąsła. Chyba poprosiłam matkę, żeby zamknęła mu powieki. Przy łóżku była jeszcze siostra matki z mężem. Zaoferowali pomoc przy umyciu i ogoleniu, bo należało się spieszyć, zanim ciało zesztywnieje”. – czytamy.

A dalej: „Matka wpadła na pomysł, że można by ubrać go w garnitur, w którym wystąpił trzy lata wcześniej na moim ślubie. Cała ta scena rozegrała się całkiem zwyczajnie, bez krzyków i szlochów, tyle że matka miała czerwone oczy i jakiś nieustający grymas na ustach. Wykonywanym spokojnie, uporządkowanym gestom towarzyszyły codzienne słowa. Wuj i ciotka powtarzali: Naprawdę szybko się zawinął albo Zmienił się. Matka zwracała się do ojca tak, jakby jeszcze żył lub jakby zamieszkiwała go jakaś szczególna forma życia, jak noworodki. Kilka razy nazwała go czule biednym tatuśkiem”.

Ernaux na tym jednak nie poprzestaje. Całe opowiadanie okazuje się zmaganiem z próbą przedstawienia postaci ojca takim, jaki był – w jej oczach i oczach otoczenia. Snując opowieść, pisarka co rusz daje czytelnikowi do zrozumienia, że cel okazuje się ponad ludzkie siły – nawet dla przyszłej noblistki. Pamięć o bliskich, którzy odeszli, płata figle. Narracja stworzona ze skrawków rozmaitych wspomnień – tych wyjątkowych i prozaicznych, faktów i anegdot – bez końca się rozpada i domaga rozpoczęcia na nowo.

Jak bowiem wszystko poskładać? Powiedzieć, że ojciec był sklepikarzem i właścicielem kawiarenki z dala od centrum Yvetot w Normandii (Ernaux w swojej prozie nie podaje pełnej nazwy miasteczka, w którym dorastała, poprzestając na inicjale Y…)? Że był ambitny, a założony przez niego biznes uchronił go od pracy fizycznej w robotniczym dystrykcie? Sumienny i przekonany, że marzenia o byciu bardziej szczęśliwym, niż się jest, to luksus i zbytek? Że był w obyciu raczej szorstki i zasadniczy, choć pełen kompleksów i obaw, że jeśli zbyt wiele powie w towarzystwie, ktoś w jego mowie usłyszy naleciałości gwarowe?

Ernaux pisze sumiennie, z kronikarskim zacięciem, ale przecież najważniejsze, co chce w „Miejscu” powiedzieć, to to, że bardzo ojca kochała, że łączyła ich szczególna więź, którą rozerwało coś, co miało naznaczyć całą drogę jej życia i napędzać późniejsze pisarstwo – poczucie wstydu.

Wstyd w biografii Ernaux przybierał różne postacie, ale zawsze pozostawiał jeden palący goryczą posmak. Powiedzenie „mieć do szkoły pod górę” w polszczyźnie stało się sformułowaniem potocznym, używanym nierzadko w kontekście humorystycznym. Ale droga, którą przyszła laureatka Nagrody Nobla przemierzała z dzielnicy robotniczej pod Yvetot jako uczennica, istotnie pięła się w górę, każąc mijać po drodze osiedla coraz bogatszych i bardziej imponujących domów. Pierwsze poczucie wstydu wiązało się ze świadomością niskiej pozycji społecznej. Ernaux była szkolną prymuską, ale cierpiała katusze, zdawszy sobie sprawę, że rówieśnice z bogatych rodzin rozpoznają ją po zapachu wybielacza, którego nagminnie używano w schludnych domach dzielnicy robotniczej.

Ukończywszy szkołę średnią, autorka „Lat” rozpoczęła studia nauczycielskie w Rouen, napawając ojca dumą. Potem przeniosła się na tamtejszy uniwersytet, by studiować literaturę współczesną. Cierpkie poczucie wstydu nie opuszczało jej jednak nawet tam. W późniejszych latach wstydem – o którym pisała później w swoich książkach – napawało ją brutalne odrzucenie przez chłopaka, w którym była zakochana i z którym miała pierwszy stosunek seksualny, potem dokonana pokątnie aborcja, która w ówczesnej Francji była przestępstwem.

Najbardziej paradoksalne – jak mogłoby się zdawać – poczucie wstydu miało jednak towarzyszyć dorosłej i wykształconej Annie Ernaux, kiedy wracała w rodzinne strony. Nie przyjeżdżała z podniesionym czołem i poczuciem wyższości. Przeciwnie – śmiertelnie bała się, że ktoś z mieszkańców Ivetot uzna, że uważa się za lepszą. Czuła przymus pisania o miejscu swojego pochodzenia, jakby chciała spłacić jakiś niepisany dług. Kto wie, może wobec ojca?

„Nie dawała sobie zgody na zajęcie dominującej pozycji. Na to, by patrzeć na ojca z wyższej perspektywy społecznej. Chciała jak najwierniej odtworzyć to, co przeżyła. Niektórzy nazywają jej styl białą narracją, dość mocno trzymającą się faktów. Napisała – chyba w Miejscu - że zawsze będzie odmawiać sobie rozkoszowania się stylem lub metaforą” – powiedziała pisarka Margueritte Cornier w filmie dokumentalnym poświęconym noblistce, przypominając, że w 2019 r. w miejskim ratuszu Ernaux przyznano tytuł honorowej obywatelki Yvetot.

Tegoroczna laureatka o przyznanej jej Narodzie Nobla miała dowiedzieć się z mediów, kiedy mówił już o niej cały świat. „Byłam w kuchni, gdzie jest radio. Chciałam go posłuchać, bo pragnęłam się dowiedzieć, kto dostanie Nagrodę Nobla. Voilà. To oczywiście było bardzo zaskakujące. Tym bardziej że byłam sama. To jak być na pustyni i usłyszeć wołanie dobiegające z nieba. Takie było moje odczucie” – przyznała.

Jeśli istotnie przez całe swoje pisarskie życie Annie Ernaux odmawiała sobie kunsztownych metafor, ta ostatnia, wyrażona w wywiadzie udzielonym po werdykcie Akademii Szwedzkiej, dojmująco oddaje jej poczucie wyobcowania. Wyobcowania, którego genezę być może zrozumiemy, sięgając po „Bliskich”.
Malwina Wapińska

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic