"Kiedyś zamiast jechać własnym autem wziąłem Ubera z New Jersey do Nowego Jorku. Taką trasę pokonuje się 45 minut. Byłem na siebie zły, że marnuję pieniądze, więc zacząłem pisać. Szło mi tak świetnie, że potem przez kolejne kilka dni jeździłem wszędzie Uberem" - Harlan Coben opowiada na łamach magazynu "Zwierciadło". Przy takim zacięciu pisarskim nic dziwnego, że ma na swoim koncie już 30 powieści. Sprzedały się w astronomicznej ilości 70 milionów egzemplarzy.
Co interesujące, kiedy Coben bierze się za nową powieść, pisze bez wytchnienia, dopóki nie powstanie 40 stron. Jego koncentracji nie osłabiają zalegającego w gabinecie skórki od banana i opakowania po przekąskach. "Jestem nieogolony, nieprzebrany, nie docierają do mnie bodźce z zewnętrznego świata" - mówi o tym, jak wygląda jego gorączka twórcza. Zdradza, że powieści i scenariusze zaczyna pisać od finałowej sceny.
Mimo ogromnego sukcesu, jaki odniósł, nie popada w samozachwyt. "Piszę książki, bo nic innego nie umiem ani nie mam żadnego hobby. Kiedyś próbowałem grać w golfa. Boże, jaki ja byłem w tym fatalny! Próbowałem też uczyć się języków - bezskutecznie. Są w moim życiu tylko dwie ważne kwestie - rodzina i pisanie" - twierdzi gwiazda literatury.
Coben mieszka w New Jersey z żoną Anne Armstrong-Coben, która jest pediatrą. Mają czworo dzieci. (PAP Life)