Usłyszeć, co mówi świat. Ukazała się nowa książka Hanny Krall

Boję się, że nie zdążę napisać czegoś ważnego. Życie będzie toczyć się dalej, świat nadal będzie ciekawy, a ja nie będę mogła go oglądać i opisywać – powiedziała w jednym z wywiadów Hanna Krall. Dla najwybitniejszej polskiej reporterki świat nie przestaje być ciekawy. Właśnie ukazała się jej książka pt. „Szczegóły znaczące”.

Usłyszeć, co mówi świat. Ukazała się nowa książka Hanny Krall
Fot.PAP/Rafał Guz

„Po co mi fikcja, jeśli prawdziwe życie jest ciekawsze?” – powiedziała Hanna Krall w jednym z wywiadów zawartych w antologii rozmów „Reporterka. Rozmowy z Hanną Krall” pod redakcją Jacka Antczaka. Jak zapewniła, nie zależy jej na stwarzaniu nowych, literackich światów. Świat „stworzony przez kogoś innego” już istnieje i jest wystarczająco wart opisania. Wystarczy mu się przyglądać, a ściślej – uważnie go nasłuchiwać. To właśnie słuch, zdaniem Krall, jest zmysłem najbardziej potrzebnym reporterowi. W innej z rozmów tłumaczyła: „Dwie rzeczy są ważne: słuch i ciekawość. Słuch to pewien rodzaj anteny. Trzeba odbierać nie tylko sens, ale i barwę słów. Trzeba usłyszeć, co mówi świat”. Ale z tych słów, które w świecie zagłuszają się nawzajem, trzeba wychwycić te czasem ledwo słyszalne, wypowiedziane bez patosu, bez próby wywierania wrażenia na słuchaczu, czasem wypowiedziane mimochodem. Właśnie tych jest w reportażach autorki „Zdążyć przed Panem Bogiem” całe mnóstwo. Układają się czasem w harmonijną, czasem – kakofoniczną muzykę, która ma swój wyrazisty, mocny rytm. Od nich zaczyna się opowieść – niczym nieubarwiana, nieukładana na siłę we wstęp, w rozwinięcie i zakończenie. Nie ma potrzeby dokonywać na nich podobnego gwałtu. Na przekór wysiłkom twórców fikcji literackiej Krall luki i niedopowiedzenia w swoich reportażach pozostawia nienaruszone. Uważny czytelnik, zwłaszcza ten z dobrym słuchem, dobuduje ze skrawków historii elementy, których zabrakło. Być może odbuduje opowieść inaczej, niż przebiegła ona w rzeczywistości? Ale reporterka daje mu do tego prawo. Ten, kto czyta, jest, w pewnym sensie, także twórcą opowiadanej historii. Kto wie, może i nawet równoprawnym?

Hanna Krall prócz reportaży pisała powieści, bo – jak przekonywała – „chciała zobaczyć, jak to się robi”. Odwołując się do książek „Sublokatorka” i „Okna”, nie kryje jednak, że obie „są w znacznej mierze zapisem zewnętrznego świata”. W pracy reporterskiej nie uznaje drogi na skróty. Fakty muszą pozostać faktami. Nie należy podporządkowywać ich własnym kaprysom, nawet jeśli chodzi o szczegóły z pozoru błahe – ubiór postaci musi zostać odwzorowany z taką samą precyzją, jak kolor fotela, z którego ktoś wstaje, aby – być może – nigdy więcej na nim nie zasiąść. „Jestem uzależniona od faktów, tak jak od neski z mlekiem na śniadanie. Jak czegoś nie wiem, nie mogę dalej pisać” – wyjaśniła w jednym z wywiadów. Po chwili dodała: „Nie mam wyobraźni. To ułomność, wiem, więc zrobiłam z niej sobie +ideologię+, że po co wymyślać, skoro bogactwo życia i tak dalej”.

Jej styl nie zawsze kierował się zasadą prostoty. Do tej dochodziła latami. Kształciła się pod okiem Kazimierza Brandysa, który konsekwentnie zwalczał jej słabość do kunsztownych, wielosłownych form. „Koleżanko – mówił – niech mi koleżanka wierzy, te sztuczki formalne zestarzeją się, a prostota będzie zawsze” – wspominała jego słowa po latach. Z czasem zdała sobie sprawę, że są teksty, które same proszą się o prostotę. Przełomowa w jej myśleniu o reportażu okazała się, do dziś jedna najważniejszych w jej dorobku, książka oparta na rozmowie z Markiem Edelmanem „Zdążyć przed Panem Bogiem” (1977). „Kiedy napisałam +Zdążyć przed Panem Bogiem+ i zobaczyłam, jak może być rezonans książki, jak wielu ludzi z uwagą i powagą ją czyta – zrozumiałam, że najważniejsze rzeczy można przez reportaż przekazać. I wtedy zaczął się mój niepokój: czy dostatecznie wykorzystuję możliwości reportażu. Ten niepokój towarzyszy mi do dziś. Trzeba pisać tylko o tym, co jest warte zapisania, o czym trzeba ZAWIADOMIĆ ludzi, a nie co jest potrzebne autorowi lub bohaterowi” – podkreśliła. Gdzie indziej przyznała, że „żydowsko-polsko-niemieckie historie zaczepione o wojnę – same wołały o prostotę”.

Wykształciła młodsze pokolenie uznanych reporterów: Wojciecha Tochmana, Mariusza Szczygła, Wojciecha Góreckiego, Irenę Morawską. Szczygieł, jej uczeń, a dziś serdeczny przyjaciel, we wstępie do „Szczegółów istotnych” przytacza rozmowę, jaką odbył z Krall przed publicznością w Łazienkach Królewskich. Poruszają temat ukochanych pisarzy i poetów reporterki. Jednym z pierwszych był Marcel Proust (zaraz po „Ani z Zielonego Wzgórza, której lekturę zakłóciła ciemność w piwnicy podczas powstania). To właśnie Proust był mistrzem delektowania się szczegółem, choć detaliczny opis salonowego życia we „W poszukiwaniu straconego czasu” jaskrawo kontrastował z rzeczywistością po wojnie. Zrodziło się jednak pytanie: czy szczegół, drobnostka, pozostały po kimś przedmiot mogą stać się kluczem do odzyskania minionego czasu, a wraz z nim świata, którego już nie ma? Tego pytania Krall podczas rozmowy ze Szczygłem nie zadała, ale odbiorcy samo ono się nasuwa.

Jak napisał Szczygieł we wstępie do „Szczegółów znaczących”: „Świat zapada się w naszej pamięci nieustannie i na zawsze. Świat jest jak zbombardowany dom, z którego udało się uratować klamkę. Został nam tylko ten mosiężny szczegół. Klamka zaświadcza, że dom był piękny i wielki. Albo jaki nie był. Szczegół, jak może, ratuje nam świat”. Czym jest zatem szczegół w najnowszej książce Krall? Być może rodzajem koła ratunkowego? Umocowuje czytelnika w wielości zdarzeń, których sens może zostać podany w wątpliwość. Szczegół swoją prostotą i niepodważalnością bywa jak wyrzut sumienia. Uporczywie istnieje pomiędzy kartami historii, którą ktoś – być może – chciałby zakłamać, zmienić w społecznej świadomości albo najzwyczajniej wyprzeć z pamięci.

Autorka nie ułatwia czytelnikowi zadania. Nawet te z reportaży, które mają formę kunsztownych miniatur, atakuje potokiem zdań – krótkich, zdawkowych, celnych, wędrujących w nieoczekiwanych dla czytającego kierunkach. Pojawiają się znane wszystkim postacie – ks. Adam Boniecki, Anna Walentynowicz, Agnieszka Osiecka, Josif Brodski. Przywołane zostają sylwetki niegdysiejszych dygnitarzy i grubych ryb z minionych epok. Młody czytelnik może wiedzieć o nich niewiele albo nie wiedzieć nic.

Krall w swoich reportażach nigdy nie używa pierwszej osoby. Jeśli już w ogóle o sobie wspomina, nierzadko używa imienia i nazwiska tak, jakby sama była bohaterką jednej z opowieści. Czasem ogranicza się do własnych inicjałów. Każe czytelnikowi szperać – jeśli nie we własnej pamięci, to dostępnych źródłach. Nie zamierza opowiadać detalicznie o historii XX, a nawet XXI wieku. Zarzuca jedynie przynętę.

W opowieściach Krall o bliskich jej postaciach ważny jest zatem wspominany już wielokrotnie konkret. W przypadku ks. Bonieckiego będzie to kopiowy ołówek, który jako młodzieniec dostał od radzieckiego oficera. Przyszły duchowny pisał już wiecznym piórem i poczuł coś w rodzaju wyższości wobec swojego darczyńcy. Zaraz jednak ją w sobie stłumił i z grzecznością przyjął podarunek. W opowieści o byłym premierze Józefie Cyrankiewiczu słowem kluczem niespodziewanie okazują się „narty”. Bo właśnie o nich obsesyjnie myślał, przybywając w Oświęcimiu. Ale – jakby w celowym odwróceniu hierarchii – gdzieś pomiędzy pojawia się istotny cytat z jego słów: „W obozie łatwo zdziczeć – łatwo być zabitym, ale i zabić łatwo. Ta łatwość może być zaraźliwa, chcielibyśmy przestrzec przed nią młodych ludzi”.

Krall pisze także o Karolu Wojtyle, lecz wcale nie skupia się na jego drodze do pontyfikatu. Zaczyna od znacznie wcześniejszych dziejów. Wspomina matkę przyszłego papieża – Emilię Wojtyłową – której ciąża miała być zagrożona, a prowadził ją wojskowy lekarz żydowskiego pochodzenia Samuel Taub. Inny wadowicki doktor miał doradzać usunięcie ciąży. Z kolei zmarły niedawno Jerzy Urban zostaje u Krall wspomniany tylko raz, jako „Jurek, aktualny rzecznik rządu”. Paradoksalnie jego nazwisko akurat okazuje się szczegółem nieznaczącym. Istotne, że był byłym mężem Wiesławy Grocholi, która stała się pierwowzorem powieści „Sublokatorka”.

W „Szczegółach znaczących” autorka traktuje chronologię z dużą swobodą. Od czasów II wojny światowej i rzezi w Auschwitz przeskakujemy do szykan więźniów opozycji politycznej PRL. A kiedy czytelnikowi zdaje się, że Krall zajmuje się wyłącznie mniej lub bardziej odległą przeszłością, natkniemy się na wzmianki o pandemii COVID-19 i innych bolączkach współczesnego świata. Wszystkie czasy ostatecznie stają się przecież przeszłe. A im więcej upływa czasu, tym większe ryzyko utraty pamięci o tym, co było. Posługując się więc słowami samej Krall, obowiązkiem reportera jest „zawiadamiać” czytelnika o tym, co niezbite, niezaprzeczalne, a jednak w zbiorowej pamięci ulotne.

W maju tego roku autorka książek m.in. „Dowody na istnienie”, „Ty jesteś Daniel” lub „Wyjątkowo długa linia” obchodziła 87. urodziny. Mimo że wykształciła wielu wybitnych następców, wciąż kieruje się przekonaniem, że w wobec świata należy zajmować jakąś postawę.

Gdy za naszą wschodnią granicą rozpętała się wojna, Krall postanowiła przekazać prezydentowi Ukrainy Wołodymyrowi Zełenskiemu trzy ze swoich książek: „Zdążyć przed Panem Bogiem”, „Dowody na istnienie” oraz „Król na wylocie”. Przełożył je na ukraiński poeta Ostap Sływynski. Publikacje z osobistymi dedykacjami dla prezydenta trafiły do adresata za pośrednictwem sekretarza stanu w Kancelarii Prezydenta RP, Jakuba Kumocha. „Wszyscy potrzebujemy tej książki bardziej niż kiedykolwiek” – napisał w mediach społecznościowych o „Zdążyć przed Panem Bogiem” Sływynski.

Sama Krall, spytana, czy obawia się, że nie zdąży czegoś napisać, odpowiedziała kiedyś: „Bez przerwy mam takie poczucie! Że się zestarzeję, zniedołężnieję, umrę. Że nie zdążę napisać czegoś ważnego. Życie będzie toczyć się dalej, świat nadal będzie ciekawy, a ja nie będę mogła go oglądać i opisywać. To straszne!”.

Autorka: Malwina Wapińska

Słuchaj RMF Classic i RMF Classic+ w aplikacji.

Pobierz i miej najpiękniejszą muzykę filmową i klasyczną zawsze przy sobie.

Aplikacja mobilna RMF Classic