Do księgarń trafi w piątek wydana przez Medycynę Praktyczną książka "Wyspa Wielkanocna. Eskulap na Rapa Nui", w której prof. Ryn opisuje historię medycyny na wyspie i kondycję zdrowotną jej mieszkańców na tle historii, legend, wierzeń i mitów.
PAP: W ciągu 14 lat był Pan na Wyspie Wielkanocnej dziewięć razy. Jakie to miejsce?
Ryn: Wyspa Wielkanocna należy do najbardziej izolowanych miejsc na Ziemi. Znajduje się na Pacyfiku prawie 4 tys. km od Chile. Mieszka tam na stałe nieco ponad 5 tys. osób, z czego prawie połowa to Chilijczycy i kilkudziesięciu cudzoziemców, reszta to rdzenni mieszkańcy pochodzenia polinezyjskiego. Wyspa Wielkanocna - Rapa Nui okazuje się laboratorium badawczym w wielu dziedzinach nauki.
Zainteresowali mnie szczególnie mieszkańcy wyspy: ich antropologia, doświadczenia historyczne i dramaty, jakie przeżyli. W 1872 r., w krytycznym momencie demograficznym z wielotysięcznej populacji nękanej przez handlarzy niewolnikami oraz przez choroby zakaźne, w tym trąd, przetrwało zaledwie 111 mieszkańców. Z tej garstki ludzi odrodziła się społeczność, która odbudowuje swoją tożsamość, kulturę, język, obrzędy, rozwijają z powrotem swoją sztukę, bo to społeczność o niezwykłych talentach artystycznych.
PAP: Wyspę Wielkanocną badali polscy naukowcy.
Ryn: Trzech członków naszej ekspedycji należy do światowego klubu odkrywców The Explorers Club. Plonem dotychczasowych badań na wyspie są trzy monografie. Pierwsza zawiera wyniki przebadania 315 jaskiń znajdujących się Rapa Nui z inwentaryzacją ich archeologicznej zwartości i mapami (The Caves of Easter Island. Underground world of Rapa Nui).Druga praca dotyczy aspektu historycznego i kulturowego polskich badań (Easter Island Rapa Nui. Polish Speleological Exploration). Książka, która trafia właśnie do czytelników, to spojrzenie lekarza na mieszkańców i ich kondycję zdrowotną, a także na problemy niewolnictwa, ludożerstwa i trądu. Autor przybliża istotę konfliktu transkulturowego między tubylcami, a Chilijczykami i wskazuje na możliwości jego rozwiązywania.
PAP: Skąd pomysł na przedstawienie wyspy z takiej perspektywy, na ile medycyna na wyspie jest interesująca, a może nawet inspirująca?
Ryn: Fenomen synkretyzmu między medycyną tradycyjną - indiańską a medycyną świata zachodniego jest podobny jak w Ameryce Łacińskiej. Ale specyfika leków, "apteka" jest odmienna. Wynika z warunków klimatycznych i geologicznych wyspy. Podstawą medycyny uprawianej przez miejscowych uzdrawiaczy nazywanych "taote" są rośliny lecznicze rosnące w kraterach dwóch wulkanów, na dnie których znajdują się jeziora i panuje mikroklimat odpowiedni dla delikatnych roślin.
W medycynie tradycyjnej mieszkańców Rapa Nui swoistym panaceum jest kłącze matua pua. Wywar z niego ma właściwości uodparniające. Jego użycie doprowadza do podwyższenia gammaglobulin, a więc białek, które decydują o naturalnych siłach obronnych organizmu. To nie jest lek na jakąś konkretną chorobę czy dolegliwość. To roślina, która ma zdolność zwiększania naturalnych sił obronnych organizmu. Stolica wyspy Hanga Roa otrzymała nowy szpital. Ma on profil międzykulturowy. Pracujący tam lekarze dopuszczają udział w leczeniu chorych miejscowych uzdrawiaczy, którzy dbają o poprawną dietę i dają wyspiarzom silne wsparcie psychiczne i duchowe.
PAP: Rapa Nui to najpóźniej zaludnione miejsce świata i najbardziej tajemnicza kultura. Co jest jej siłą?
Ryn: Ta siła jest ukryta w koncepcji życia i duchowości. Wyspiarze tworzyli tę kulturę i sztukę przez tysiąc lat w całkowitej izolacji od świata zewnętrznego. Zdani byli na własną pomysłowość, bo nie mieli wzorców. Dla nich wyspa była jedynym światem, nie wiedzieli, że istnieją inne kontynenty i że żyją miliony innych ludzi. Pierwsi przybysze z Polinezji pod wodzą legendarnego króla Hotu Matua przywieźli na wyspę głęboką wiarę w bóstwa. Naczelnym bóstwem w religijności mieszkańców Rapa Nui jest Make-Make. Niemal tysiąc posągów moai, które wyrzeźbili, to wyraz ich głębokiej wiary w życie pozagrobowe, w nieśmiertelność.
PAP: Wyspa Wielkanocna jest kojarzona z posągami moai. Dlaczego je rzeźbiono?
Ryn: Kamienne ołtarze ahu i stojące na nich posągi moai to nie tylko dzieła sztuki, to wyobrażenia przodków, pośredników między ziemią i niebem, między ludem i jego kapłanami i bóstwami. Posągi stały się materialnym wyrazem więzi duchowej z przodkami. Wierzono w ich nieśmiertelność, dlatego stały się rodzajem epitafium, wyrazem kultu zmarłych. Posągi towarzyszą swym potomkom, strzegą ich i przekazują swą moc. Jaka szkoda, że nigdy nie poznamy, kogo wyobraża każdy z posągów. Od pierwszej wizyty na wyspie przenika mnie chęć rozwikłania tej zagadki, kim byli ci wyspiarze za życia, jakie pełnili funkcje, dlaczego zostali "unieśmiertelnieni".
PAP. Rdzenni mieszkańcy wyspy posługują się językiem rapanui. Czy jest on trudny i jaka jest jego specyfika?
Ryn: Moja znajomość tego języka ogranicza się do płaszczyzny grzecznościowej. Znam kilkaset słów i zwrotów, ale jeśli chodzi o pytania natury psychologicznej czy związanej z leczeniem chorych muszę korzystać z pomocy tłumacza znającego język hiszpański. Niewątpliwie jedną z największych tajemnic wyspy jest pismo rongo - rongo. Zapis ten, w postaci hieroglifów na drewnianych tabliczkach, do tej pory nie został odcyfrowany przez lingwistów. Przypuszcza się, że pierwsi przybysze na wyspę używali go do zapisu najważniejszych informacji z dziejów ludu oraz pieśni ceremonialnych.
Obecnie język rapanui jest zapisany w transkrypcji fonetycznej przy użyciu alfabetu łacińskiego. Występuje w nim tylko 12-13 liter, w tym wszystkie samogłoski. To język bardzo dźwięczny, ale niełatwy, bo znaczenie wyrazów zależy od kontekstu i akcentu. Kiedy wyspiarze śpiewają pieśni podczas mszy św. w miejscowym kościółku to ciarki po grzbiecie przechodzą. Aneksem mojej książki jest słownik terminów medycznych w języku rapanui przetłumaczonych na język polski.
PAP: Rozmawiamy tuż przed Świętami Wielkanocnymi. Jaki jest stosunek wyspiarzy do śmierci i zmartwychwstania?
Ryn: Wierzą w życie pozagrobowe. Nie rozpaczają, tak jak my i nie przeżywają tak dramatycznie żałoby po odejściu bliskich. Brałem udział w dwóch pogrzebach. Dla nich ten obrzęd na pięknym cmentarzyku Tahai z widokiem na Pacyfik, to naturalne przejście do innego życia. Nie płaczą, nie śpiewają smętnych pieśni. Dla mieszkańców Rapa Nui niemal każdy obiekt na wyspie, każda skała, posąg ma także swoją istotę duchową. Wartość roślin leczniczych zależy nie tylko od ich właściwości biologicznych, ale także od mocy duchowej nadanej przez uzdrawiacza.
PAP: Pisze Pan w książce o konflikcie kultur. Co uważa Pan za największe zagrożenie dla tożsamości Rapa Nui?
Ryn: Zagrożeniem jest nasza cywilizacja, od której wyspiarze nie otrzymali niczego dobrego, może poza lepszym poziomem życia materialnego. Jeszcze do połowy XX wieku niektórzy wyspiarze żyli w jaskiniach. W 1956 r. ostatni mieszkaniec Wyspy urodził się w "jaskini porodowej". Zagrożeniem dla Rapa Nui jest zanieczyszczenie środowiska produktami z kontynentu: bateriami, akumulatorami, samochodami. Wysepka jest maleńka, ma powierzchnię 171 km kwadratowych. Na wyspie nie ma ani jednej rzeki czy źródła. Woda do konsumpcji i celów sanitarnych pochodzi z wody deszczowej gromadzonej w kraterach wulkanów, a także w niektórych jaskiniach. Wodę butelkowaną sprowadza się z kontynentu samolotami. Na szczęście nie ma pozwolenia na budowę wieżowców i wielkich hoteli.
PAP: Czym się zajmują wyspiarze?
Ryn: Głównym źródłem dochodów jest turystyka oraz dotacje państwa. Na wyspie wiele jest prywatnych domków, w których przyjmowani są turyści. Zbudowano kilkadziesiąt małych hotelików, niektóre o wysokim standardzie. Wyspiarze tolerują turystów, gdyż na nich zarabiają. Ale nie akceptują przybyszów z zewnątrz, z kontynentu. Bronią swych tradycji i obyczajów, uprawiają sztukę ludową i naukę języka rapanui. Zabiegają o autonomię kulturową.
PAP: Jakie szanse ma Wyspa w starciu z kulturą globalną?
Ryn: Ta najbardziej odległa od wszystkich kontynentów wysepka jest w stałej łączności satelitarnej ze światem, telefon komórkowy ma prawie każdy mieszkaniec. Młodzież ulega wpływom zachodniej popkultury oraz patologiom, takim jak alkoholizm i narkotyki. Konflikt kulturowy między tubylcami i przybyszami z Chile wyraża się wysokim poziomem przemocy w rodzinach i agresją. Wyspa jest otwarta na świat dzięki linii lotniczej z Santiago de Chile. Obie społeczności żyją ze sobą w konflikcie. Obserwuję ten konflikt profesjonalnie, z punktu widzenia psychiatrii transkulturowej. Wyspiarze marzą o usunięciu z wyspy Chilijczyków. Żyją w fałszywym przekonaniu, że mogliby przeżyć o własnych siłach. W styczniu tego roku Rapa Nui przestała być wyspą trędowatych, bo zmarł ostatni trędowaty. Jestem przekonany, że kultura Rapa Nui przetrwa, tak jak kiedyś odrodziła się jak Fenix z popiołów.
PAP: Czym dla Pana jest Wyspa Wielkanocna?
Ryn: Wyspa mną całkowicie zawładnęła. Dla mnie jest objawieniem. Fascynacja bogactwem kulturowym stała się głównym motywem napisania książki. Powiedziałem kiedyś towarzyszom wyprawy, że jeśli umrę podczas pobytu na Rapa Nui, chcę być pochowany na miejscowym cmentarzu Tahai. Wyspa Wielkanocna to miejsce, w którym człowiek czuje się bliżej nieba.
Rozmawiała Małgorzata Wosion-Czoba