"Napisałem dziesiątki książek na rozmaite tematy - ta jest o mnie... albo raczej o tym, co dla mnie ważne: o mojej pracy, moich czasach i o problemach, które musiałem rozwiązać" - pisze we wstępie Starowicz.
Choć pierwszy rozdział autobiografii seksuolog zaczyna od tego, co składa się na jego codzienność czyli od pracy i pacjentów, szybko przenosi czytelnika na ulicę Kolegiacką 3 w Sieradzu, gdzie, jak pisze, w kamienicy, która doczekała się pięknego remontu, wychowywał się wraz z dwójką rodzeństwa.
Najważniejszym miejscem w domu był gabinet - to tam w otoczeniu książek toczyło się życie rodzinne, i jak wspomina Starowicz to właśnie było ulubione jego miejsce w domu. Widok mamy krzątającej się w kuchni i ojca sprawdzającego klasówki, pyszne tradycyjne potrawy przyrządzane przez mamę z dodatkiem śmietany, którą jak zaznacza seksuolog mama bardzo lubiła - przyprawiały domowników o rozkosze podniebienia, a dietetyków o zawał serca. "(...) mama lubiła gotować. (...) Do końca życia, gdy tylko skądś przyjeżdżałem, pytała, jakie tam było jedzenie" - wspomina. Seksuolog podkreśla również wielkie uczucie jakie łączyło jego rodziców.
"Kiedy myślę o rodzicach, przed oczami staje mi taki obrazek: idą na spacer, trzymają się za ręce... Tata był zakochany w mamie do końca życia" - wspomina Starowicz.
Z autobiografii dowiadujemy się również, że liczne książki i artykuły jakie napisał seksuolog, mogły być opatrzone bardziej wymyślnym imieniem, gdyż jego ojciec wykazywał zamiłowanie do oryginalnych imion, które jak wnioskuje Starowicz musiał wygrzebywać gdzieś w literaturze.
"Moja siostra to Alma Tomira, a brat nazywał się Maur Sulimir. Przed nadaniem mi równie oryginalnego imienia ojca powstrzymała okupacji. (...) w tej sytuacji ojciec nadał mi dokładnie takie imiona, jakie nosił on sam - Zbigniew Kazimierz. (...) Lew to nie imię, tylko herb. Tata tłumaczył mi, że został nadany naszej rodzinie za zasługi dla kraju" - wyjaśnia.
W swojej autobiografii seksuolog wiele miejsca poświęca swojej pracy, szczegółowo opisuje ścieżkę kariery, której owocne efekty zapowiedziała mu wróżka, a która z powodu sytuacji politycznej w Polsce nie była łatwa. Jednak z książki dowiadujemy się, że nie tylko pracą Starowicz żyje. Seksuolog zdradza również duże zainteresowanie muzyką i jak zapewnia jest niezastąpionym DJ-em na towarzyskich spotkaniach.
"Na przyjęciach zawsze pełnię funkcję DJ-a. Na imprezy z przyjaciółmi starannie przygotowuję składanki, które muszą godzić różne upodobania. Zadanie nie jest łatwe" - przekonuje.
W poszukiwaniu ciekawych płyt był w stanie przemierzyć całą Warszawę, potem przemierzał regały w Empiku czy Trafficu, wynosząc muzyczne łupy w okazałych torbach, dziś docenia wartość nowych technologii i całą muzyczną bibliotekę gromadzi na tablecie.
"Mam tablet i zupełnie oszalałem, kiedy odkryłem jego możliwości. Mam dostęp do wszystkich nowości płytowych, które ukazują się na świecie, a nawet do zapowiedzi nowości. Mogę sobie to wszystko zamówić i ściągnąć do komputera, jedyny minus to koszty" - przyznaje. Uwielbia muzykę latynoską, codziennie rano w drodze do pracy słucha muzyki kubańskiej "to mnie dobudza i ładuje moje baterie. Nigdy nie włączam radia w aucie" - dodaje.
Muzyka sakralna, jazz, muzyka latynoska, Starowiczowi nie są obcy również popularni dziś wykonawcy jak choćby Lady Gaga, jako DJ, musi być na bieżąco ze wszystkim. Jedynym gatunkiem, który nie należy do jego ulubionych jest muzyka klasyczna.
"Nie mam wielkiego zbioru muzyki klasycznej. Mam uraz dzieciństwa. Taka muzyka kojarzy mi się przede wszystkim z czasem, gdy chory leżałem w łóżku w domu i skazany byłem na słuchanie kołchoźnika emitującego muzykę klasyczną i ludową" - pisze.
Dla jednych jest uznanym autorytetem, dla innych panem z telewizji, który przełamuje seksualne tematy tabu, zaś w domu pozostaje ojcem i dziadkiem, który paradoksalnie wraz z wiekiem cierpi na brak czasu dla najbliższych.
"Dla rodziny, dzieci i wnuków mam wciąż za mało czasu. To jest mój największy problem" - przyznaje. "Dzisiaj nawet mam go mniej niż kiedyś. Jest odwrotnie, niż powinno - zazwyczaj przecież mężczyzna ma z wiekiem coraz więcej wolnego czasu" - ubolewa.
Skąd taki nawał pracy, skoro jak twierdzi wielu jest jednym z najbogatszych lekarzy w Polsce. Odpowiedź jest bardzo prozaiczna - kredyty. Z typową dla siebie szczerością, Starowicz obala mit seksuologa-miliardera.
"Wbrew pozorom i plotkom wcale nie jestem najbogatszym lekarzem w Polsce, chociaż wiele osób tak mnie postrzega. Kiedy ludzie słyszą, że mam kredyty do spłacenia, nie mogą uwierzyć. Myślą, że każdy, kto często pokazuje twarz w telewizji, zarabia krocie. (...) Na ogół bawi mnie to. Zdarza się, że dla zabawy gram rolę bogacza" - przyznaje.
Autobiografia napisana przez Starowicza ukazuje nie tylko nieznane oblicze najpopularniejszego w Polsce seksuologa, koleje jego kariery działalności publicznej, ale również niezwykle ciekawe spojrzenie na seks po polsku.
Książka "Pan od seksu" ukazała się na rynku wydawniczym 21 listopada nakładem wydawnictwa Znak. fot. Paweł Supernak (PAP Life)