"Schindler, który był Niemcem sudeckim, był kilkakrotnie aresztowany przez czeską policję. Siedział w areszcie, płacił grzywny. Głównie za pijaństwo i rozmaite knajpiane wybryki. Bardzo dużo pił. Zdradzał żonę z wieloma kobietami. Miał dwoje nieślubnych dzieci. Prowadził hulaszczy tryb życia, na który nie miał środków, bo nie szło mu w interesach" - powiedział w wywiadzie dla miesięcznika "Historia Do Rzeczy" autor książki "Oskar Schindler. Prawdziwa historia" David M. Crowe.
"Muszę przyznać, że po zbadaniu pierwszego okresu jego życia zadałem sobie pytanie: W co ja się wpakowałem?! Ten Schindler w niczym nie przypomina postaci granej w filmie przez Liama Neesona. Pijak, babiarz, nazista i szpieg Abwehry! Przecież Schindler po wojnie znajdował się na szczycie czeskiej listy poszukiwanych zbrodniarzy wojennych! Czesi do dziś uważają go za bandziora i denerwują się, gdy słyszą, że Schindler był wielkim bohaterem" - dodał.
Oskar Schindler urodził się 28 kwietnia 1908 r. w miejscowości Svitavy (niem. Zwittau) na Morawach należących wówczas do Austro-Węgier (obecnie Czechy), w rodzinie Niemców sudeckich. Imał się różnych zajęć – m.in. prowadził sklep z maszynami rolniczymi oraz szkołę jazdy, służył w wojsku czechosłowackim.
W 1935 r., jak większość niemieckojęzycznej młodzieży w Sudetach, wstąpił do Partii Niemców Sudeckich. Rok później rozpoczął współpracę z Abwehrą. Był to moment narastania konfliktu między III Rzeszą a Czechosłowacją. Działał przeciwko swojemu państwu, za co w 1938 r. został aresztowany przez władze czechosłowackie i skazany na śmierć. Został ułaskawiony po aneksji Kraju Sudeckiego przez III Rzeszę. Po wyjściu na wolność wstąpił do NSDAP.
Wedle słów Davida M. Crowe'a, Schindler zaangażował się w przygotowywanie inwazji na Polskę. "To Schindler miał zdobyć jeden z mundurów Wojska Polskiego, który został potem użyty do słynnej prowokacji gliwickiej. Czyli pozorowanego ataku esesmanów przebranych za polskich żołnierzy na niemiecką radiostację na Śląsku. Atak ten posłużył następnie Hitlerowi za pretekst do napaści na pański kraj" - mówił w wywiadzie dla "Historia Do Rzeczy".
Krótko po wybuchu wojny Schindler udał się do okupowanego Krakowa w nadziei na zbicie fortuny.
Dzięki układom, łapówkom i czarnorynkowej działalności w listopadzie 1939 r. przejął od zbankrutowanego żydowskiego przedsiębiorcy Abrahama Bankiera podupadłą Fabrykę Naczyń Emaliowanych i Wyrobów Blaszanych "Rekord" na krakowskim Zabłociu, tworząc w jej miejsce Deutsche Emailwarenfabrik (DEF) - Niemiecką Fabrykę Wyrobów Emaliowanych. W skrócie nazwał ją "Emalia".
Mała firma w podkrakowskim Zabłociu, która zaczęła produkować naczynia kuchenne dla niemieckiej armii, zaczęła rosnąć skokowo. Już po trzech miesiącach zatrudniała około 250 polskich pracowników, w tym siedmiu Żydów. Pod koniec 1942 r. rozrosła się do ogromnej fabryki emalii i amunicji, zajmującej około 45 tys. metrów kwadratowych i zatrudniającej prawie 800 mężczyzn i kobiet. Wśród nich 370 było Żydami z krakowskiego getta, które Niemcy utworzyli po wkroczeniu do miasta.
"Jako hedonista i hazardzista z natury, Schindler szybko przyjął rozrzutny styl życia, bawiąc się do późnych godzin nocnych, spędzając czas z wysokimi oficerami SS i romansując z pięknymi Polkami. Schindler nie różnił się od innych Niemców przybyłych do Polski w ramach administracji okupacyjnej i ich współpracowników. Jedyną rzeczą, która odróżniała go od innych spekulantów wojennych, było jego humanitarne traktowanie pracowników, zwłaszcza Żydów" - napisano na stronie izraelskiego Instytutu Yad Vashem.
W szczytowym momencie w 1944 r. fabryka zatrudniała 1,7 tys. osób, w tym co najmniej 1 tys. Żydów. Historycy przyznają, że początkowo o zatrudnianiu Żydów decydowały najpewniej względy ekonomiczne (stanowili bardzo tanią siłę roboczą). Relacje uczestników tamtych wydarzeń wskazują jednak, że z czasem chodziło mu już tylko o ratowanie ludzi.
Przy selekcji robotników Schindler wybierał przede wszystkim osoby, które w obozie mogłyby zostać uznane za niezdolne do pracy, przez co groziła im śmierć – dzieci, kobiety, osoby starsze i nie do końca sprawnych fizycznie mężczyzn. Przedstawiał ich jako niezastępowalnych specjalistów, mechaników i metalurgów, zbyt cennych, by zesłać ich do Auschwitz.
Początkowo fabryka wytwarzała naczynia, ale później przeszła częściowo na produkcję zbrojeniową; dzięki temu zakład, jako kluczowy dla wysiłku wojennego, zyskiwał specjalne przywileje, a Schindler – ważki argument przy dopominaniu się o swych robotników.
W 1943 r. zlikwidowano krakowskie getto. Pozostałych przy życiu Żydów przesiedlono do obozu pracy (później koncentracyjnego) w Płaszowie na przedmieściach Krakowa. Komendantem obozu był Amon Göth, znany z sadystycznych skłonności, które zyskały mu przydomek Rzeźnika z Płaszowa. Wykorzystując zamiłowanie SS-mana do alkoholi i innych luksusowych towarów, Schindler zaopatrywał go w pożądane luksusy i przy okazji pielęgnował wzajemne kontakty towarzyskie. Dzięki temu przekonał Götha, by na przylegającej do fabryki parceli zbudować podobóz dla jego żydowskich robotników.
Nie groziły im tam niewyobrażalne okrucieństwa, jakie w głównym obozie były na porządku dziennym; racje żywnościowe, choć wciąż niewielkie, były jednak większe. Schindler kupował jedzenie dla więźniów na czarnym rynku, pozwalano na łączenie się rodzin, nie było znęcania się i wyniszczającej pracy ponad siły. "Przez cały okres naszej pracy (dla Schindlera) nie było ani jednego zgonu z przyczyn innych niż naturalne" – pisali później ocaleni Żydzi.
Gestapo kilkakrotnie aresztowało Schindlera w związku z podejrzeniami o korupcję i niedozwoloną pomoc dla Żydów. Nigdy nie postawiono mu zarzutów, prawdopodobnie dzięki wręczanym łapówkom.
Pod koniec 1944 r. zarządzono ewakuację Płaszowa i pozostałych obozów w związku ze zbliżaniem się Armii Czerwonej. Jednak Schindler, zamiast ewakuować swój zakład zgodnie z otrzymanym rozkazem, z powodzeniem interweniował u władz i uzyskał pozwolenie na przeniesienie produkcji do zakładu w Brünnlitz (obecnie Brněnec) w Kraju Sudeckim.
David M. Crowe uważa ten moment za przełomowy. Schindler "mógł zakończyć działalność w Krakowie i wycofać się na zachód, zabierając to, co zarobił. Zaryzykował jednak swoje życie i pieniądze, by ocalić jak najwięcej Żydów" – mówił w wywiadzie dla magazynu "Forbes".
Do nowej fabryki mieli zostać przeniesieni wszyscy dotychczasowi pracownicy DEF (a także wielu potajemnie dodanych do list więźniów z Płaszowa). Mimo to ok. 800 mężczyzn (w tym 700 Żydów) i ok. 300-400 kobiet skierowano do obozów w Gross-Rosen i Auschwitz. Od pewnej śmierci uratowała ich po raz kolejny interwencja Schindlera.
Do końca wojny fabryka w Brünnlitz wyprodukowała zaledwie jeden wagon amunicji. Iluzję zakładu niezbędnego dla wysiłku wojennego podtrzymywały przez cały ten czas fałszowane przez Schindlera dokumenty. W tym miejscu do wyzwolenia przez Armię Czerwoną 9 maja 1945 r. dotrwało we względnym bezpieczeństwie ponad tysiąc Żydów. "Swoje życie zawdzięczamy wyłącznie wysiłkom dyrektora Schindlera i jego ludzkiemu postępowaniu wobec swoich robotników" – pisali ocaleni w liście, który po wojnie zapewnił Schindlerowi i jego żonie bezpieczeństwo.
Za jeden z najbardziej niezwykłych czynów humanitarnych Oskara i jego żony Emilie - Instytut Yad Vashem uznało uratowanie ok. 120 żydowskich więźniów z Goleszowa (podobozu Auschwitz). Wtłoczeni do zaplombowanych wagonów bydlęcych, pozbawieni wody i jedzenia, zostali przewiezieni w środku zimy na zachód, pod bramę Brünnlitz. Tylko dzięki szybkiej ingerencji Schindlerów strażnicy transportu dali się przekonać, że półżywi ludzie w wagonach są pilnie potrzebni w fabryce i nie wolno odsyłać ich z powrotem. Ze 120 mężczyzn przeżyło 107. Schindler zapewnił im opiekę lekarską, zadbał też o należyty pochówek zmarłych na kwaterze katolickiego cmentarza, wykupionej specjalnie w tym celu.
Schindlerowi wiodło się po wojnie nie najlepiej. Wraz z żoną przedostał się na kontrolowane przez zachodnich aliantów terytorium Niemiec. Prasa w kraju pisała o jego działalności w czasie wojny, ale w niemieckim społeczeństwie narodowy socjalizm trzymał się mocno: działania Schindlera były nieraz potępiane, podnosiły się nawet głosy, że powinien był trafić do komory gazowej razem ze swoimi Żydami.
W 1949 r. Schindler wyemigrował z żoną do Argentyny; w opłaceniu podróży przez Atlantyk pomogli mu uratowani Żydzi. W nowym miejscu usiłował – bez powodzenia – uprawiać rolę i hodować zwierzęta. W 1957 r. wrócił do Niemiec, gdzie, znów bez sukcesu, próbował swych sił w branży budowlanej. Mimo skromnej pomocy przesyłanej przez ocalonych Żydów i organizacje żydowskie, z problemami finansowymi Schindler borykał się do końca życia.
W 1962 r. w Alei Sprawiedliwych w Yad Vashem zasadzono drzewko na cześć Schindlera.
Oskar Schindler zmarł 9 października 1974 r. w skromnych warunkach w Hildesheim, ówczesnych Niemczech Zachodnich. Do śmierci utrzymywał kontakty z niektórymi ze swych dawnych robotników.
"Nasza wdzięczność wiele dla niego znaczyła. Myślał o nas – Schindlerjuden, Żydach Schindlera – jak o swoich dzieciach, których w rzeczywistości nigdy nie miał. Poprosił, by go pochować w Jerozolimie. Moje dzieci tam są – powiedział kiedyś. Pochowano go na górze Syjon; jest jedynym członkiem partii nazistowskiej, który tam spoczywa. Na jego grobie widać mnóstwo kamyków, dowodów pamięci, pozostawionych przez tych, którzy go znali, i przez nieznajomych, pamiętających o jego odwadze i wszystkich tych istnieniach ludzkich, które ocalił" - czytamy w książce "Chłopiec z listy Schindlera" Leona Leysona (2013).
Rozgłos Schindlerowi zapewnił film Stevena Spielberga "Lista Schindlera" (1993), który powstał na podstawie opublikowanej w 1982 r. powieści Thomasa Keneally’ego.
24 czerwca 1993 r. Instytut Yad Vashem uznał Emilie i Oskara Schindlerów za Sprawiedliwych wśród Narodów Świata.
Schindler to postać o wielu obliczach i charakterze pełnym sprzeczności. Nie można mu jednak odmówić tego, że zrobił dla Żydów znacznie więcej, niż wynikałoby to z potrzeby zapewnienia sobie alibi na po wojnie. Słuszny zatem wydaje się cytat z Talmudu widniejący na tablicy upamiętniającej Schindlera na ścianie dawnej fabryki w Krakowie: "Kto ratuje jedno życie, jakby cały świat ratował".
Katarzyna Krzykowska