Do każdego miecza jego twórca dodaje certyfikat autentyczności, który też jest zaprojektowany w estetyce wiedźmińskiej przez jego koleżankę, graficzkę tworzącą pod pseudonimem Wandering Artist (projektuje strony internetowe, ilustracje do książek i elementy gier w konwencji LARP). Certyfikat autentyczności i legalności - bo Wysocki posiada oficjalną licencję firmy CD Projekt Red, która pozwala mu używać wzorów z gry.
Głownie tworzonych przez niego mieczy wykuwane są ze stali sprężynowej 50 HF, hartowanej i odpuszczanej (rozgrzewanej w celu wzmocnienia) do twardości 50 lub 55 HRC. "Taka głownia jest bardzo elastyczna, trudną ją złamać" - mówi konstruktor. Nadaje się więc do walki treningowej oraz do naostrzenia. W zależności od modelu miecz waży 1,2-1,8 kg. Oferta Kaer Morhen Forge, bo tak nazywa się należąca do Wysockiego mała kuźnia urządzona w przydomowym garażu, wygląda następująco: "Podstawowe miecze kosztują 400 euro, zaawansowane 500, wyśmienite 700, a mistrzowskie 900. Runy, pochwa, etc - to dodatkowe koszty".
"Ludzie często pytają, czy te miecze są użytkowe. Odpowiadam, że tak, bo przykładam wielką wagę do praktyczności. Tną i można nimi walczyć, gdy zdarzy się apokalipsa zombie" - opowiada Artur Wysocki. W prawdziwej walce z innym człowiekiem wiedźmiński miecz by się nie sprawdził. Trudno byłoby np. parować uderzenia przeciwnika. "Konstrukcja nawiązuje co prawda do klasycznych wzorców, według typologii historyka i ilustratora Ewarta Oakeshotta, ale trzeba pamiętać, że wiedźmini walczą głównie z potworami, które nie mają żadnego określonego stylu walki. Ludzkiej broni też nie używają". Stąd zdaniem Wysockiego autorzy gry mogli sobie pozwolić na fantazyjny jelec, przypominający ukośne widły, nieco w stylistyce broni przypisywanej legendarnemu Cydowi, kastylijskiemu dowódcy wojsk średniowiecznej Hiszpanii. "Fantastyka rządzi się swoimi prawami" - puentuje Wysocki.
Do Kaer Morhen Forge w Katowicach zamówienia płyną z całego świata, głównie z USA. Ale Wysockiemu zdarzyło się wysłać swój produkt także do Australii i do Rosji, aż za Ural. Większość próśb jednak odrzuca, sam twierdzi, że aż 90%. "Jestem zawodowym oficerem Wojska Polskiego i nie prowadzę firmy ani regularnego sklepu. Zajmuję się miecznictwem w wolnym czasie, bo to lubię, więc termin realizacji zależy od mojej dyspozycyjności" - wyjaśnia. Rocznie wykonuje ok. 8 mieczy. "Ludzie przywykli do myślenia: w internecie kupię kliknięciem i za kilka dni mam w domu. Kiedy więc mówię, że zrobię ten miecz za pół roku, często sami rezygnują" - dodaje.
Mówi, że mógłby usprawnić produkcję, używać bardziej nowoczesnych technik albo zająć się miecznictwem na pełen etat. Ale gdyby to zrobił, zabiłby magię swojej kuźni, w której żarzy się tradycyjne palenisko. "Czasem ktoś mnie odwiedza, rozmawia ze mną, ale wpatruje się w ten żar. On hipnotyzuje. Podobnie jak rozgrzana stal" - zdradza pan Artur. Mówi, że narzędzia kompletował latami. Część odziedziczył po przodkach, część dokupił na targach staroci. Trochę ma nowoczesnych (w tym grawerkę pneumatyczną, która zastępuje młotek i dłuto). "Okazało się, że wszyscy moi przodkowie w linii męskiej, od XVII w., byli związani z kowalstwem lub ze złotnictwem. Można powiedzieć, ze jestem genetycznie obciążony".
Korzeni kowalsko-wiedźmińskiej pasji Wysocki doszukuje się też w literaturze. Ma 36 lat, a pierwsze opowiadanie Sapkowskiego przeczytał jeszcze w miesięczniku "Fantastyka". Dopiero gdy miał 12 lat, wpadła mu w ręce książka o Geralcie. "To było naprawdę coś. Jako dzieciak zawsze chciałem mieć wiedźmiński miecz. Później pojawiła się gra. I ta stylistyka mnie kupiła. Bardzo szczególna pod wieloma względami. Mocno osadzona w historii, a przez to wiarygodna, a dodatek fantasy jest bardzo subtelny i wyważony. Mówimy o świecie, w którym srebrnowłosy mutant biega za potworami, ale gdy się już wejdzie w ten świat, to on jest oddany niezwykle realistycznie, przekonująco, a przez to prawdziwie. Rycerz wygląda jak rycerz, a wieśniak jak wieśniak. Osiągnięcie takiego efektu w grze musiało być niezwykle trudne. Bo tam nie ma literackiej narracji, trzeba od razu rozpoznać z kim się ma do czynienia. A jeśli z żołnierzem - to jakiej nacji: Nilfgaardczykiem, Redańczykiem, Temerczykiem" - mówi.
Wysocki przyznaje, że na fali popularności serialu ludzie bardziej interesują się jego pracą. "Z mojego punktu widzenia to nie są jednak prawdziwi fani tematu. Raczej osoby zafascynowane serialem jako osobnym bytem. To już nie wiedźmiństwo, jakie znamy z czasów przedserialowych" - twierdzi.
W planach na przyszłość Wysocki ma np. wykonanie legendarnego Sihilla, najważniejszego miecza w grze, o którym autor literackiego pierwowzoru, Andrzej Sapkowski, pisał w "Chrzcie ognia", że: "Mierzył około czterdziestu cali, ważył zaś nie więcej niż trzydzieści pięć uncji. Pokryta na znacznej długości tajemniczymi znakami runicznymi klinga miała niebieskawe zabarwienie i była ostra jak brzytwa, przy odrobinie wprawy można by się nią ogolić. Dwunastocalowa, owinięta krzyżującymi się paskami jaszczurczej skóry rękojeść miała zamiast głowicy walcowatą mosiężną skuwkę, jelec był bardzo mały i misternie wykończony". Chciałby też stworzyć autorski kanał na YouTube, gdzie będzie pokazywał, jak wygląda proces tworzenia mieczy Wiedźmina. (PAP Life)