Urszula Urzędowska: Pierwsze pytanie dotyczy osoby, o której opowiada Pani nowy album. Mam na myśli księdza, kompozytora operowego, Agostino Steffaniego. Zastanawiam się, co było najbardziej inspirujące w tej postaci: jego życiorys, muzyka, ...jego podwójne życie?
Cecilia Bartoli: Dla mnie, jako śpiewaczki, pierwszą, nazwijmy to, miłością w związku z postacią Steffaniego, była muzyka. Kiedy odkryłam jego muzykę, zauważyłam jej wysoką jakość. Początkowo, kiedy przysłano mi tę muzykę z bibliotek w Londynie i Wenecji, pomyślałam, że popełniono błąd. „Oni przysłali mi chyba muzykę młodego Haendla!” Nie, jednak nie. To brzmi jak młody Haendel, nie będąc młodym Haendlem! Dlatego byłam tak zaskoczona. Ta muzyka jest niewiarygodna, bardzo różnorodna. Są tutaj wpływy francuskie, włoskie oraz ta niemiecka głębia… To był dla mnie pierwszy, duży szok – wysoka jakość muzyki. Potem, kiedy chciałam dowiedzieć się kim był ten człowiek, Agostino Steffani, również byłam zaskoczona. To była zagadka! Ten człowiek był księdzem, kompozytorem, dyplomatą. Być może był kastratem, tego nie wiemy. To jest fascynujące. Właściwie był to człowiek z wieloma misjami. Myślę, że obecnie, chociaż oczywiście mamy jego muzykę, wiemy o nim bardzo niewiele.
U.U. Na początku wielka pomyłka, a teraz emocje wciąż rosną. Jak w filmach Hitchcocka… Czym się Pani kieruje pracując nad interpretacją tej muzyki?
C.B. Myślę, że raczej w tej wolniejszej muzyce jest pewna duchowość, którą lubię, co nie jest tajemnicą. Muzyka Steffaniego jest w łączności z uniwersum, z planetami. To jest kosmiczna muzyka! Nigdy wcześniej nie miałam takiego doświadczenia. Jednocześnie Steffani był kompozytorem, który tworzył w pewnym sensie na przełomie wieków. Myślę, że jest to pomost między muzyką Monteverdiego a twórczością Vivaldiego i …
U.U. … całym Wszechświatem
C.B. Całym Wszechświatem, tak to prawda. Renesans i Barok. Dla mnie niektóre arie brzmią niczym z Cacciniego. Ale obok tego mamy inne arie, posiadające typowo barokową strukturę. Jest trąbka, jak w operze "Rinaldo" Haendla. Śpiew musi walczyć z trąbką, musi być wirtuozyjny. Ale jeszcze raz powtórzę: muzyka Steffaniego staje się naprawdę głęboka, kiedy słucha się jego powolnych, pięknych arii posiadających, jak już wspomniałam, pewien rodzaj duchowego połączenia z kosmosem.
U.U. Czy myśli Pani, że jest dużo zapomnianej muzyki operowej? Muzyki, która powinna być na nowo odkryta?
C.B. Tak, oczywiście. Zdecydowanie jest dużo utworów muzycznych, które zasługują na przypomnienie. Weźmy pod uwagę, że w osiemnastym wieku pisanie muzyki było dla kompozytora jedynym źródłem utrzymania. Jest wciąż dużo muzyki, która została zaniedbana. Zdecydowanie muzyka Steffaniego to duże muzyczne odkrycie.
U.U. Który etap pracy nad przygotowaniem tego albumu był najważniejszy oraz najtrudniejszy?
C.B. W pewnym sensie człowiek czuje się odpowiedzialny, gdy widzi, że ta muzyka jest tak wspaniała. Jak można wyrazić całe to piękno w osiemdziesięciu minutach, bo tyle przecież mieści się na albumie. To było trudne – wybieranie arii, bo on skomponował szesnaście oper, to całkiem dużo. Próba pokazania różnorodności kompozycji. Miejsce na albumie jest naprawdę bardzo ograniczone. Osiemdziesiąt minut. Co to jest osiemdziesiąt minut? To tak krótki czas, aby pokazać tego kompozytora. To były zasadnicze trudności. Jednocześnie ta muzyka jest tak piękna i jest w niej tyle różnorodności, jeśli chodzi o instrumentarium. Myślę, że wykonaliśmy wspaniałą pracę z członkami I Barocchisti Diego Fasolisa. Dodatkowo specjalny udział miał Philippe Jaroussky, wspaniały kontratenor. Oczywiście na koncercie zaprezentujemy znacznie więcej muzyki. Wierzę w siłę muzyki Steffaniego i bardzo chciałabym podzielić się tym z publicznością.
U.U. Jak śpiewać muzykę wczesnobarokową? Czy ma Pani swoją własną koncepcję?
C.B. Śpiewanie tej muzyki zawsze traktuję jako doświadczenie i szansę pracy ze znawcami. Pracując z wielkimi muzykami i specjalistami uczę się wielu rzeczy, również stylistycznych, dotyczących wykonywania tej muzyki. Trudne jest balansowanie między wirtuozyjnymi ariami a bardzo delikatnym i pięknym lamento, tak aby znaleźć odpowiednie emocje dla obu.
U.U. W przypadku tego albumu mamy wspaniałą, na nowo odkrytą muzykę oraz wielką historię, zaczerpniętą także z książki Donny Leon. Czy myśli Pani, że powinniśmy traktować książkę jako klucz, słuchając tego albumu? Czy ta książka może nam powiedzieć coś więcej o całym tym świecie?
C.B. Tak, oczywiście! To jest powieść i Donna Leon jest wspaniała pisarką. Tym razem nie jest to książka o komisarzu Brunetti. (śmiech) [Donna Leon jest autorką serii książek, której bohaterem jest Brunetti – przy. red.] Ona jest wielką miłośniczką Haendla. Jest jednym z największych fanów muzyki Haendla. Tam gdzie prezentowana jest muzyka Haendla, tam pojawia się Donna Leon. Ona kocha muzykę. To wszystko zaczęło się ponieważ na początku myślałam o Haendlu, którego pomyliłam ze Steffanim. Znam Donne Leon od wielu lat. Jesteśmy przyjaciółkami. Zaczęłam przekonywać Donne, że muzyka Steffaniego brzmi jakby był dziadkiem Haendla. Ale życiorys Steffaniego był tajemnicą i nadal jest tajemnicą. Od tego się zaczęło. Powiedziałam: „Donna, może to jest dla Ciebie interesujący temat na nową powieść?” Mam nadzieję, że ludzie, którzy pokochają tę muzykę, powiedzą: „O, jest książka << The Jewels of Paradise>>, która dotyczy Steffaniego” Myślę, że byłoby dobrze w pewnym sensie połączyć te dwa światy: literaturę i muzykę. I odwrotnie – ludzie przeczytają książkę i powiedzą: „Warto byłoby posłuchać muzyki tego kompozytora”.
U.U. Od książki do albumu i od albumu do książki… Czy pamięta Pani swoje emocje podczas czytania tej książki? Czy to była „szybka” lektura, na przykład jedna noc?
C.B. Zna Pani tę książkę? Chce powiedzieć, że Catterina to nie ja! (śmiech) Ja nie mam pięciu sióstr, zdecydowanie. Ale myślę, że to wspaniała książka. Donna jest cudowna i ma niesamowite poczucie humoru, co jest bardzo ważne. Chciałam odtworzyć nieco tego poczucia humoru również w moim albumie. Pomyślałam: dlaczego diwa nie może mieć poczucia humoru?
U.U. Oczywiście! Ostatnie pytanie dotyczy okładki albumu. Jest niewiarygodna! Proszę powiedzieć o tym pomyśle, o sesji zdjęciowej.
C.B. Przy okazji mojego ostatniego albumu pomyślałam sobie: dlaczego wciąż musimy robić te powabne zdjęcia? To nie ma nic wspólnego z tym przedsięwzięciem! Powiedziałam: jak, mając usta pomalowane czerwoną szminką, uśmiechać się i mówić o najtragiczniejszej opowieści w historii muzyki! Trzy tysiące chłopców kastrowanych każdego roku. Tak było we Włoszech. I do tego ja, na okładce, uśmiecham się w czarującej pozycji. To byłoby dużo bardziej żenujące niż to co faktycznie zrobiłam. Staram się stworzyć komunikat, połączenie z tym co jest w środku. Tak samo jest ze Steffanim – Mission. Starałam się przywołać tę osobowość: kompozytora, księdza. Oczywiście z humorem. Jest moment kiedy Steffani rozmawia z papieżem. Myślę, że to naprawdę śmieszne! To jest zabawne ale to jest też część mojego zawodu. W tym roku byłam Kleopatrą ale jednocześnie Desdemoną. Śpiewałam jako Kleopatra w Salzburgu i jako Desdemona w Zurychu. Myślę, że to bardzo barokowe. Kastraci mieli w zwyczaju wcielać się w role męskie śpiewając tenorem. Jednej nocy byli królową a innej królem. To jest zabawne ale także interesujące – grać różne postacie jak również przywoływać osobowości, jak w tym przypadku.
U.U. Myślę, że to ze względu na fakt, iż w Pani głosie słychać uśmiech i pasję. Dziękuję za tę rozmowę, dziękuję bardzo.